Dzieć oglądała parę tygodni temu, bo na nc+ było z dubbingiem, ale scena zmiany ładnej wiedźmy w potworną, zieloną trochę ją przerosła plus strasznie się przejęła na końcu i łzy jej poleciały, gdy myślała, że Oz przegrał.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Za rekomendację miałam osobę Zacha Braffa, którego uwielbiam w każdym projekcie (nawet w roli pyskatej małpy). I nie rozczarowałam się. Ślicznie kolorowa (choć nie do końca, ale o tym za moment) i uroczo cyniczna historia o tym, skąd w Krainie Oz wziął się balon, czarnoksiężnik, dwie złe wiedźmy i jedna dobra. Oskar (James Franco), dość pechowy iluzjonista, ucieka balonem z cyrku przed kłopotami (związanymi z nadmiernym zainteresowaniem płcią piękną, również zamężną), wpada w tornado i ląduje w krainie Oz. Napotkana wiedźma bierze go za przepowiadanego króla, który zjednoczy królestwo. Oskar z kolei, zamiast wypełniać przepowiednię, bierze wiedźmę na całonocne tańce (film dla dzieci, jednak), bo bardziej go interesują swawole (i złoto w skarbcu szmaragdowego królestwa). To samo robi z drugą wiedźmą, po czym udaje się do trzeciej, potencjalnie złej, żeby ją pokonać. Zła nie dość, że okazuje się dobra, to jeszcze ładna, więc historia się powtarza, dotychczasowe wiedźmy wpadają w irytację. Okazuje się, że wprawdzie kuglarz nie dysponuje prawdziwą magią, ale jego umiejętności i sztuczki wystarczają do wygrywania kolejnych bitew o królestwo. Gorzej z lojalnością.
Film jest prequelem najbardziej znanej ekranizacji "Czarnoksiężnika z Oz" z 1939 i jest podobnie skomponowany - sceny dziejące się w świecie "realnym" są nakręcone w sepii, Oz jest intensywnie kolorowy. Nie wiem, czy da się podłożyć "Dark Side of the Moon" tak jak pod film z 1939 roku, ale warto spróbować.
Niestety, nie załapaliśmy się na kino, a Majut bez dubbingu/lektora nie. Szkoda, bo zdecydowanie się nadaje.