Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

On the road

W samochodzie mam przemyślenia. Rano zwykle patrzenie się tępo przez szybę i słuchanie kątem ucha radia to jakaś forma rozruchu przez pracą, kiedy jeszcze nie muszę być w pełni władz umysłowych i tryskać błyskotliwością. Przemyślenia są od zupełnie absurdalnych (to nie fair, że bociany jedzą myszy i żaby, przecież myszy to ssaki, a żaby to płazy[1]) do takich bardziej egzystencjalnych (czemu mam wrażenie, że urodziłam się w złym czasie i w złym miejscu, żeby uczestniczyć w jakichś rzeczach, o których potem krążą legendy[2], bo teraz to wszystko już było i nawet tęcza nad wioską jest czarno-biała). Czasem wpadam w tryb Mamonia i rejestruję wszystko, co widzę, na zasadzie kolejnych zdjęć na kliszy[3]; zwłaszcza w taki tryb wpadam na autostradzie, kiedy między szybko mijanymi eksponatami nie mam mocy, żeby poskładać to w jakąś całość.

Potem dojeżdżam na miejsce i mi się przemyślenia kończą (zwłaszcza jeśli przyjeżdżam do pracy).

[1] Aż musiałam sprawdzić, czy aby nie gad.

[2] Jak na przykład historie z tras koncertowych Pink Floyd, zwłaszcza z tych, kiedy nie wszystko poszło jak trzeba[4]. A to wybuchło pudełko symulujące wybuchy, a to zerwała się dmuchana krowa, naruszając przestrzeń powietrzną Wielkiej Brytanii i ostatecznie lądując na polu flegmatycznego holenderskiego rolnika.

[3] Wiatraki. Niemieckie nazwy miejscowości - Bad Saarow-Pieskow (nieustająco mnie śmieszy, mimo że wiem, że Bad to od kąpieliska, ale i tak przechodzę przez angielski i mam wizję Helgi ze szpicrutą, krzyczącej "Bad Saarow! Bad") czy inny Koenigslutter i Ochtrup. Kot na parapecie okna. Maliny się kończą. Te rzeczy.

[4] To, co nie idzie jak trzeba, zawsze się pamięta jakoś mocniej. Ot choćby fajerwerki 20 sierpnia 2006 na naddunajskich bulwarach, kiedy to oprócz fajerwerków rozpętała się burza, trzy ofiary śmiertelne, a następnego dnia rano o 7 przyszedł niespokojny sms od Hanki z pytaniem, czy żyjemy. Żyliśmy i byliśmy jedynie nieco rozbawieni zaistniałą sytuacją (lemingami, piaskiem za bielizną, przemoczonymi paszportami, ludźmi owiniętymi w obrusy z restauracji), a wydarzenie zostało jako naprawdę silny punkt tego wyjazdu.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 5, 2008

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 1

« Ryś - Ale »

Komentarze

Piotr 'Orlinos' Kozłowski

Zuzanko, przepraszam za offtopa – widzę fragmrnt Twojego wpisu w bocie joggerowym w komunikatorze, ale po wejściu na Twój blog dostaję bana, brak autoryzacji i w ogole. ;-)
Czy zostałem wyrzucony u Ciebie (ojej!), czy też jogger.pl ma jakieś problemy? (Bo wlogowałem się, wylogowałem i jeszcze raz zalogowałem na swoje konto, więc powinienem być uznany za zalogowanego i mieć uprawnienie do oglądania wpisu, jeżeli nie jest na wyższych poziomach).

Skomentuj