Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Tony Stark jest playboyem, pije Ballentine'sa i ma konsumpcyjny stosunek do życia. A przy tym jest właścicielem najbardziej znanej amerykańskiej fabryki produkującej broń. Po jednym z pokazów spektakularnych wybuchów zostaje ranny i wzięty do niewoli przez złych Arabów. Ponieważ oberwał rozpryskującymi się pociskami z własnej fabryki, życie ratuje mu wielojęzyczny geniusz-erudyta, pomieszkujący sobie z arabskimi terrorystami. Z kłębka drutu i kilku gwoździ konstruuje elektromagnes, który montuje w Starku, żeby utrzymywał odłamki z dala od jego serca. Stark zamiast wymaganej przez brodaczy w turbanach broni, robi sobie stalową zbroję i zwiewa. Przez resztę filmu udoskonala wynalazek i walczy ze żmiją, co ją wyhodował na własnym łonie.
Pościgi (również samolotowe), pociski, błyskotliwe wynalazki z dłubaniem w lśniącym metalu (prawie jak u Wallace'a i Gromita), wybuchy, piękne modelki i duże przymrużenie oka z tekściarstwem i cynizmem. A do tego niezła obsada - świetny Robert Downey Jr., Gwyneth Paltrow i Jeff Bridges (którego nie poznałam, bo był łysy, ale za to miał brodę). Bardzo przyjemny komiksowy film, nie wymagający udziału mózgu.