Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Blue Monday

Ze względu na gabaryt, jakiego nabrałam przez zimę, zdecydowałam się nie kupować nowych spodni, bo dotychczasowe całkiem fajne. A jak kupię nowe, to nie ma szans, że będę robić jakiekolwiek wysiłki[1] w celu zmieszczenia się w posiadane. Dlatego dziś założyłam legginsy. Dawno nie czułam się tak atrakcyjna dla siebie.

Już za drugim razem udało mi się wydrukować w pracy wędrujący dokument[2]. Za drugim bo za pierwszym razem machałam identyfikatorem po ekranie dotykowym, a nie po czytniku. Ekran dotykowy bynajmniej nie identyfikuje.

Mam ochotę dodać nową kategorię pt. "Nieustające pasmo sukcesów"[3].

[1] Restauracja w nowym budynku fabrycznym nie pomaga. Od 12 patrzę na zegarek, żeby o 13 wystartować po pyszną zupkę i co ino. Menu bywa na stronie na facebooku.

[2] True story - puszcza się na drukarkę, macha identyfikatorem i z dowolnej drukarki wylatuje cieplutki wydruk.

[3] Nie żebym nie odniosła dziś sukcesiku. Poszłam do banku zanieść cesję ubezpieczenia mieszkania, której się bank domagał. Przed ponagleniem! I przed naliczeniem kary umownej. Normalnie nie jak ja.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 21, 2013

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 2

« Angel of Mercy, Angel Delight - Blue Tuesday »

Komentarze

havvah

Ja również za pierwszą razą machałam nie tam, gdzie trzeba, ale czuję się usprawiedliwiona, bo czytnik był tak schowany vel zakamuflowany, jakby się najazdu Hunów spodziewał.

wonderwoman

ech. i przy identyfikatorze nici z drukowania kolorowa^^ważnych dokumentów ;)

Skomentuj