Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Barbara Winklowa - Śmieszne, makaron rośnie!

Spodziewałam się kolejnej (oczywiście cennej) książki typu "gotujemy z dziećmi w PRL-u". I po części tak jest - dzieci (w zasadzie sami chłopcy, bo zaproszona dziewczynka bynajmniej nie była na aktywność kuchenną chętna) gotują, a na końcu książki jest lista przepisów, które mogą się przydać w życiu codziennym[1]. Po części jednak to całkiem niezła historia o tym, jak matka-dziennikarka na potrzeby napisania książki kulinarnej usiłuje uczyć swoich synów gotowania. A dzieci bynajmniej się do tego nie garną, a jak próbują, to podpalają ścierkę, zalewają kuchnię (i sąsiadów) makaronem, który "nagle" urósł, osuszają sałatę na wiór i rozbijają jajka na podłogę. W tle nie ma sielanki - babcia ze zwichniętym stawem biodrowym, której trzeba pomóc kosztem opieki nad dziećmi, pies ranny w łapę, poruszona trudna kwestia śmierci bliskiego i przygotowania do niej dzieci. I bujny PRL, kolorowo zilustrowany przez Wandę Orlińską.

[1] Na przykład nastawianie mleka na zsiadłe, zupa na kościach (jeśli są), kotlet schabowy (jeśli akurat można dostać odpowiedni kawałek mięsa), sens mycia kiełbasy i mięsa (pomyślcie przez chwilę, w jakich warunkach wędlinę przewozi się z magazynu do sklepów, jak długo leży potem na ladzie[2], a często ekspedientka waży ją tymi samymi rękami, którymi przyjmuje potem pieniądze), sałatka melonowa z dyni, kryzysowa czekolada na maśle roślinnym z jakimikolwiek dostępnymi bakaliami. No jakoś łezka mi się w oku nie kręci.

[2] Pamiętam, że krótko. Jak przywozili o 14, to o 16 zostawały resztki (przyp. red.).

#17

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 31, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, dla-dzieci, kulinarne, panie - Komentarzy: 6

« Dobrze być dzieckiem - Tam, gdzie zawsze »

Komentarze

KAnusia

Pamiętam tę książkę, gdzieś jeszcze powinnam ją mieć, czytałam we wczesnej podstawówce i wtedy mi się bardzo :) Nawet jakieś tam przepisy z niej później wykorzystałam praktycznie (pewnie na czekoladę kryzysową, jak siebie znam ;))

Zuzanka

@KAnusia, a nie przeszkadzała Ci końcówka, taka ambiwalentna, lekka-nielekka?

KAnusia

Szczerze mówiąc - nie pamiętam końcówki (z fabuły obecnie pamiętam w zasadzie tylko ten tytułowy, rozrastający się makaron). A skoro nie pamiętam, to widocznie nie przeszkadzała... Musiałabym powtórzyć.

Theli

Jeśli najpierw waży, a potem przyjmuje pieniądze, to chyba nie ma problemu? ;)
Ale ja pamiętam raz, jak pan (takie kierownik z zaplecza) wziął nóż do mięsa, naostrzył ołówek i z powrotem odłożył nóż na deskę. Może i na ołówku bakterii wiele nie ma, ale szare ślady zostawia.

wonderwoman

ja w dzieciństwie czytałam i najwyraźniej końcówka mi się nie podobała, bo przeczytałam tylko raz.
aczkolwiek nie pamiętam nic innego prócz historii z gotowaniem (złe wspomnienia się ponoć się wypiera, nie?)

Książka

Książka jest świetna , czytałam ja , czytała moja córka ,oczywiście przepis na czekoladę wypróbowany i to nieraz , ja polecam!

Skomentuj