Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Avenue 5 to ekskluzywny wycieczkowy statek kosmiczny korporacji Hermana Judda, na którym można spędzić niezapomniane 8 tygodni, płynąc przez kosmos - oderwać się od szarej rzeczywistości, odpocząć, skorzystać z licznych rozrywek na pokładzie, zjeść w jednej z wielu doskonałych restauracji, a po powrocie opowieść znajomym. Problem w tym, że to wszystko reklamowa fasada - wystarczy drobny incydent, żeby zmienić trajektorię statku, który na Ziemię powróci teraz za 3 lata, co - poza koniecznością opanowania rozhisteryzowanego tłumu - oznacza sporo wyzwań logistycznych, chociażby zapanowania nad tym, że kończą się przyprawy. I nie wystarczy tlenu, zwłaszcza że Judd beztrosko zabrał dodatkowe 500 osób na pokład ponad bezpieczny limit. Teoretycznie powinny być na to scenariusze, a wytrenowana załoga (sami przystojni młodzi ludzie płci obojga) powinni sobie z tym poradzić, zwłaszcza z charyzmatycznym i doświadczonym kapitanem Clarkiem (Hugh Laurie). Tyle że załoga mostka i kapitan okazują się być ładnie wyglądającymi aktorami, planu B nikt nie zabrał, a jedyny człowiek, który był w stanie zadokować statek po powrocie, orbituje martwy wokół statku.
I byłby to doskonały premise dla świetnego serialu, tyle że niestety scenariusz szybko zbłądził w stronę groteski, dodatkowo przerywaną fekalnymi incydentami. Żarty są powtarzane, sporo humoru zasadza się na wyśmiewaniu ludzi (wygadana pasażerka o imieniu Karen (sic!), przejmująca od zdecydowanie nie nadającego się rzecznika posadę, para, której wyjazd miał uratować związek, kłócąca się na każdym kroku, milioner-idiota), dodatkowo treści jest dość niewiele. Da się obejrzeć, czasem nawet z uśmiechem pod wąsem, czasem nieco z zażenowaniem, ale nie jest to serial obowiązkowy. Jak chcecie o statku w kosmosie, to wróćcie do “Czerwonego Karła”.