Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
“Animals” to trzy sezony animacji o nowojorskich zwierzętach, z okolicznościowymi wstawkami nieanimowanymi. Poszczególne odcinki opowiadają niezależne historie, ale całość sezonu spięta jest jakąś klamrą fabularną z perspektywy człowieka - wyborów nieuczciwego burmistrza, laboratorium wytwarzającego szkodliwą substancję, a w efekcie powodującą kataklizm w Nowym Jorku, czy próbę zniwelowania skutków kataklizmu. Każdy odcinek - czy to wśród szczurów, gołębi, psów, kotów czy wiewiórek - to jakaś historia przyjaźni bądź konfliktu między Philem Matarese a Mikiem Luciano (twórców serialu). Głosy podkładają znani aktorzy (i jest ich dużo), w części nie animowanej pojawia się RuPaul czy Demi Moore.
I tu mam pewien zgryz, bo mi ten serial zwyczajnie nie podszedł, ani pod względem animacji, ani humoru. Dużo żartów fekalnych, dialogi mocno wulgarne (a wierzcie mi, nie jestem z tych, których brzydkie słowo jakoś specjalnie uwiera), akcja często dilerska - purnonsens, umowność i absurd, ale w takiej formie, która mi nie pasowała.