Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Przeczytali mnie

Węgierski fastfood

Węgry kojarzą się z dobrym jedzeniem. Bogaty w ryby Balaton i sławna zupa rybna halászlé, pełna kapsaicyny papryka w aromatycznej zupie gulaszowej i leczo czy słynny na cały świat czekoladowo-karmelowy tort Dobosz pozwalają podejrzewać, że węgierska dieta jest zdrowa, pełna witamin i urozmaicona. Nic bardziej mylnego. Typowa węgierska kuchnia zakłada, że do zaprawionego poranną setką palinki żołądka trafiają smażone na słoninie czy smalcu, opanierowane i zaprawione śmietaną dania.

W czasach socjalizmu tańszym odpowiednikiem drogich restauracji były bary mleczne "Paprika" z podobnym jak restauracje menu, ale skromniej podanym i niespecjalnie dobrym jakościowo. W raz z kapitalizmem pojawiła się najpierw pizza, a potem tanie budki z chińszczyzną. Sieciowe fast foody do dziś są uznawane za jedzenie dość drogie, więc luksusowe i nawet akcja MacDonalda z wprowadzeniem specjalnego węgierskiego menu, składającego się z mini-lángosy, węgierskiego hamburgera, domowych frytek i znanego węgierskiego deseru somlói galuska (ciasta z czekoladą i bitą śmietaną, przypominającego górę ze spływającą lawą, nazwaną na część nieczynnego wulkanu Somlói) nie przysporzyła popularności tego typu placówkom.

Pierwszą pułapką czyhającą na ufnego turystę są tłuste i kaloryczne lángose (czytaj: langosze) - smażone na głębokim tłuszczu wytrawne drożdżowo-ziemniaczane placki, ozdobione kleksem kwaśnej śmietany, startym serem, czosnkiem albo szynką czy kiełbasą, a czasem i dżemem. Dostępne są w większości miejsc turystycznych, w małych budkach, przypominających te sprzedające u nas gofry. Swojego pierwszego lángosa zjadłam na Wyspie Małgorzaty, ociekającego masłem, posypanego startym ostrym serem i polanego sosem czosnkowym. Wspomnienia o nim chodziły za mną jeszcze przez dwa dni i mimo że był bardzo dobry, nie powtórzyłam tego doświadczenia.

Pogácsa (czytaj: pogacza) to z kolei niewielka drożdżowa okrągła bułeczka, pieczona w piekarniku, czasem kilkucentymetrowa, czasem nieco większa - rekordowa wersja z Debreczyna ma ponad 30 cm. W zależności od regionu ma nadzienie w środku albo jest posypywana z wierzchu - makiem, sezamem, serem, skwarkami, papryką, czosnkiem, prażoną cebulą czy kminkiem. Jest często sprzedawana w piekarniach i ulicznych stoiskach jako przekąska, stanowi też dodatek do obiadu, zwłaszcza gulaszu albo potrawki.

Főzelék (dosłownie: "gotowane", czytaj: fozelyk) jest z kolei typową potrawą domową i stołówkową. To wolno gotowana, a najczęściej rozgotowana na papkę mieszanina jarzyn, zagęszczona mąką, mlekiem bądź śmietaną, czasem okraszona skwarkami albo smażonymi na chrupko boczkiem. Może stanowić samodzielne danie albo być wzbogacone o klopsiki z mielonego mięsa, gotowane na twardo jajko czy smażoną kiełbasę. Złośliwi mówią, że to zbrodnia popełniona na jarzynach, a długie gotowanie sprawia, że każdy főzelék smakuje tak samo bez względu na składniki. Znajomy Węgier chwali się umiejętnością przygotowania świetnego finomfőzeléka, czyli papki składającej się z groszku, zielonej fasolki, marchwi i kukurydzy, zabielonej mlekiem i doprawionej odrobiną słodkiej papryki. I chociaż danie jest typowo domowe, od kilku lat na Węgrzech pojawiają się fastfoowe bary "főzelékowe", w których można dostać do plastikowej miseczki chochlę tak apetycznej dla Węgrów brei.

Moją ulubioną uliczną przekąską były mini-kanapeczki tureckiej firmy Duran - kilkanaście rodzajów, na różnych typach pieczywa, ze świeżymi warzywami i smacznymi zestawieniami składników. Tanie i nieduże, wystarczały na posilenie się po godzinnym spacerze. Ku mojemu żalowi firma Duran wycofała się jakiś czas temu z Węgier, ale sandwiczy i kanapek można spróbować zarówno w Turcji, jak i Austrii.

Warto też ugasić pragnienie fröccsem. To drink składający się z dwóch części wina i jednej wody (zwany "nagyfröccs", czyli duży szprycer), jednej części wina i dwóch wody (wtedy zwany "hosszú lépés", czyli "długi krok") albo dwóch części wody i trzech wina ("házmester", czyli "cieć"). Najsłabszy jest "lakófröccs" (fröccs lokatorski) - 1 część wina na 4 częśći wody. W wersji bezalkoholowej popularny jest fröccs jabłkowy, czyli 2 części soku jabłkowego i jedna część wody sodowej. W większości restauracji nikt nie zdziwi się prośbie o przygotowanie fröccsa brzoskwiniowego albo pomarańczowego, ale w kartach zwykle można znaleźć tylko wersję jabłkową.

Jó étvágyat, czyli smacznego!

[Tekst "Węgierski fastfood" do Magazynu Business&Beauty, grudzień 2011].

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 6, 2011

Link permanentny - Kategorie: Przeczytali mnie, Listy spod róży - Tag: węgry - Komentarzy: 1 - Poziom: 3


Business & Beauty

Jakiś czas temu po niespodziewanej znajomości napisałam kilka krótkich tekstów do [2022 - nieistniejącego już] czasopisma "Business & Beauty". Kilka dni temu 2 numer, zawierający moje dwie recenzje filmowe oraz jedną miniaturę, pojawił się w Empikach. Jeśli chcecie do porannej kawy czy herbaty poczytać mnie na papierze - zapraszam.

Mam trochę poczucie, że jestem za mało odprasowana, a moja nieformalna składnia z naleciałościami poznańskimi, tej, niespecjalnie nadąża za lakierowanym papierem i błyszczącą okładką, ale to duża przyjemność zobaczyć swoje nazwisko w druku. Odpowiadając na niezadane pytanie - czy poprawiłabym te teksty bądź napisała od nowa - odpowiedź brzmi "oczywiście".

EDIT: Teksty są już dostępne na stronie czasopisma [2022 - już nie]:

  • Przyjemność latania,
  • Zima w wersji demo,
  • Podniebne kino.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 18, 2011

Link permanentny - Kategorie: Przeczytali mnie, Fotografia+ - Komentarzy: 19