Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Telewizja Polska, czyli Galerianki i Operacja Dunaj

Korzystając z chwilowo odkodowanego C++, obejrzałam kątem oka nawet chętnie. Bo muszę przyznać, że od czasu Testosteronu żałuję każdego wyjścia do kina na polski film.

Operacja "Dunaj" mnie zauroczyła swoim sielskim urokiem - podczas "przyjacielskiej inwazji" w 1968 jeden z polskich czołgów wraz z załogą utknął w małym czeskim miasteczku, albowiem grzmotnął w ścianę kawiarni i tak już został z lufą nieledwie w ladzie chłodniczej. Polscy wojacy natykają się na mur u niechętnej lokalnej ludności, ale ponieważ są młodzi i pełni zapału, a poza tym Polak i Czech w zasadzie niewiele się różnią, nawiązują porozumienie nad barierami. Ładne, ciepłe, dowcipne, chociaż - jak zdążyłam się zorientować po rzucie oka w internetsach - pełne stereotypów i wzajemnych uprzedzeń. Nie przeszkadzało mi to zupełnie, bo film ładnie gadany i taki po czesku refleksyjnie zabawny, bogato okraszony bogatymi polskimi przekleństwami i standardowym zestawem aktorskich pewniaków.

Gorzej mi było na Galeriankach, chociaż uważam, że jak się jest matką małej puchatej córeczki (C ^cashew), to warto zobaczyć. Pal diabli, że rzecz się dzieje w Nibylandzie, o którym każdy myśli, że "to nie dotyczy moich dzieci", istotne jest, że pokazuje palcem parę ważnych zjawisk związanych z dorastaniem: inicjację seksualną, silną i paskudną presję bycia popularnym i takim jak przyjaciółka, wyśmiewanie innych, szkolny mobbing i nieumiejętność porozumienia między dzieckiem a rodzicem. W świecie, gdzie pół szkoły może wyśmiać za stary model komórki, gdzie jest prawie że kastowość, a zewnętrzne oznaki statusu są najważniejsze, już trochę za późno na próby wyrabiania w 13-14-latce poczucia własnej wartości czy walki z jej niską samooceną, którą poprawia własnymi kiepskimi metodami. Film jest przejaskrawiony, fabuła się nieco rozłazi, ale pokazuje, że nie będzie łatwo za te kilkanaście lat.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 23, 2010

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


#4morons

Mam słabość do bardzo złych filmów. Oczywiście nie wszystkich, bo takiego "Resident Evil" to nie zmogłam. Lubię filmy robione z przymrużeniem oka albo robione tak nieudolnie, że dłoń sama układa się w sposób wygodny do #facepalma. Przyznam, że nie zawsze[1] mi się chce szukać, na szczęście nasza telewizja publiczna w ramach misji nieodmiennie dostarcza. Ostatnio kątem oka w telewizji miałam okazję obejrzeć kilka filmów. I tak:

Numer jeden, absolutny zachwyt. "Mały Nicky". Doskonała obsada - Harvey Keitel, Patricia Arquette, Kevin Nealon, Quentin Tarantino, Adam Sandler (wiem, wiem, to powinno zdyskwalifikować film od ręki, ale nie - z wykrzywioną gębą jest świetny) czy sam Ozzy Osborne, a treść przeraźliwa - w piekle uber-diabeł oświadcza, że nie wyznacza następcy, tylko sam będzie rządził. Dwaj starsi synowie się irytują i zwiewają na Ziemię, gdzie zaczynają tworzyć nowe piekło. Najmłodszy, jak w ruskiej bajce, jest tym dobrym i idzie polować na braci, żeby uratować Ziemię i piekło. Jakiekolwiek opisy nie zastąpią oglądania, bo w zasadzie każda scena jest cudem - codzienne karanie Adolfa Hitlera o 16 za pomocą ananasa, bujne piersi wyrastające na głowie Nealona, diabeł, który wyjmuje *się* z nosa człowieka, Adam Sandler w białym dresiku z różowymi paskami czy odwieczna walka dobra ze złem na poduszki i smażone kurczaki.

Drugi, trochę mniej uroczy, acz również, to Shoot 'Em Up z Monicą Bellucci oraz Clivem Drewnianą Gębą Owenem, którzy grają odpowiednio damę damę negocjowalnego afektu i szybkostrzelnego pistolero i chronią świeżo narodzone dziecko przez złymi facetami. Bellucci głównie emituje bujny biust, krzyczy z przerażeniem i się chowa, a Owen wykonuje cuda ze sznurami, schodami, podajnikiem przemysłowym i dowolnymi artefaktami, trzymając dziecko i pistolet, z którego lecą nielimitowane naboje, zabijając marne 106 osób.

Trzeci, z kolei megasłaby, Super zioło - dwaj hobbyści-palacze wyhodowali zioło wspomagające walory intelektualne i dostali się na Harvard, gdzie zaliczali panienki i kolokwia, aż zioło im się skończyło. W celu poprawy warunków intelektualnych wykopali zwłoki prezydenta Quincy'ego Adamsa i wypalili. Nie poprawiło im. Nie pamiętam, jak się skończyło, bo poszłam spać.

Czwarty już jak najbardziej celowo: Machete. To bardzo zły film bardzo dobrego reżysera, który umie doskonale robić złe filmy. Ogromna liczba trupów, odkrywcze rozwiązania typu zjazd z okna na ludzkim jelicie, krew, krew, dużo krwi, piękne kobiety - wychudzona, ale urocza Michelle Rodriguez w skórzanym staniku, słodka Jessica Alba w gustownych szpileczkach i ochoczo pokazująca całkiem niezły biust Lindsay Lohan. Sporo zabójstw następuje z użyciem sprzętów domowych - korkociągu, termometru do mięsa, kosiarki czy ozdób biurkowych. Dużo wybuchów, tuningowanych samochodów, które potrafią fantastycznie się kiwać na kołach i cały zestaw oldskulowych aktorów w roli bedgajów - Don Johnson, Steven Seagal, Robert de Niro czy Jeff Fahey. I sam Machete - człowiek składający się z jednej wielkiej blizny, za to obdarzony sprawnymi dłońmi wielkim powodzeniem u płci przeciwnej.

I, last but not least, gorąco polecam blog 4morons [2019 - link nieaktywny].

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 16, 2010

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 1


Juno

Łatwo się wzruszam, zwłaszcza teraz, jeśli film jest o tym, że jest dziecko. W zasadzie fabuła jest pretekstowa - 16-letnia Juno próbuje, jak to jest z życiem erotycznym i bach, zachodzi w ciążę, decyduje, że dziecko urodzi i odda do adopcji. I przez tę fabułę podchodziłam niechętnie, co było z gruntu niesłuszne. Film jest niesamowicie kojący - ślicznie filmowany, błyskotliwy dialogowo, ze świetnym soundtrackiem i ciepły. Taki comfort food dla głowy, jak chyba wszystkie Sundance-podobne filmy. Sytuacja, w której normalnie wszyscy przegrywają - 16-letnia młoda matka, chłopak, z którym dziecko poczęła, na próżno starające się o dziecko małżeństwo, zaskoczeni sytuacją rodzice Juno; tutaj okazuje się, że każda sytuacja ma wyjście. Juno jest inteligentna, rozważna, ma wszystko poukładane i czasem okazuje się, że jest o wiele bardziej dojrzała od dorosłych, którzy potykają się o własne wybory. Zgrabnie, choć nietypowo, rozwinięty jest wątek porozumienia między Juno a Markiem, adoptującym z żoną dziecko Juno (a ich dialogi o muzyce i słabych horrorach są urocze). Do tego film jest zwyczajnie lekki - bez moralizatorstwa, natrętności i zadęcia. Że bajka? Nie szkodzi. W życiu trzeba trochę bajki.

I aktorzy - śliczna i przekonująca Ellen Page, trochę słaby Michael Cera (który w zasadzie od czasów "Arrested Development" nie dorobił się niczego więcej niż zdziwionej miny), doskonały Jason Bateman i J. K. Simmons, a w tle cameo Rainna Wilsona.

Jak wspomniałam na blipie, chciałabym, żeby moja córka wyrosła na taką mądrą dziewczynę (a nastoletnia ciąża to wcale nie jest takie wielkie i ostateczne nieszczęście, jak mnie i moje pokolenie przekonywał świat).

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 11, 2010

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 4


Taxi i superbohaterowie po amerykańsku

Ja nie twierdzę, że francuska trylogia o szeroko uśmiechniętym marsylskim taksówkarzu i pechowym policjancie to kino wybitne, ale jest to kawałek zabawnej komedii sensacyjnej. Przypadkiem trafiłam na wersję amerykańską w telewizji i jednak można zarżnąć taki zgrabny scenariusz. Nie ma taksówkarza, jest poprawna politycznie czarnoskóra taksówkarka Belle (fantastyczna Queen Latifah, ale ona sama filmu nie zrobi). Zniknął wątek z narzeczoną taksówkarza (z przyczyn oczywistych), a pałętający się na poboczach chłopak Belle nic nie wnosi. Żeby podgrzać atmosferę, napadów dokonywały seksowne modelki z najwyższej półki (Giselle Bundchen), a do wrzenia amerykańską widownię miała doprowadzić scena jak z boli.bloga, jak przestępczyni sprawdza namacalnie, czy seksowna, a jakże, policjantka nie ma broni. Trochę jeżdżenia po Nowym Jorku i nagle się film kończy. Słabe. Mega słabe, jak podliczyć te wszystkie pewniaki, które producenci do worka z filmem włożyli.

Obejrzałam też kątem oka "Superhero Movie", typowa pozycja #4morons. Parodia Spidermana, X-Men i Batmana w jednym, z Leslie Nielsenem w roli drugoplanowej i w typowych dla LN klimatach. Nieco fekalnie, dużo szybkich trupów, czasem śmiesznie, ale nie jest to coś, co koniecznie trzeba obejrzeć.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 24, 2010

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Niedźwiadek

Przypadkiem znalazłam na TV Polonia. Zgrabna obyczajówka o przyjaźni, wzmocniona świetnymi dialogami i zestawem czeskich aktorów, znanych z ekranizacji Viewegha czy filmów Zelenki. Trzej koledzy ze szkoły przyjaźnią się i dookoła ich przyjaźni toczy się życie - przychodzą żony i kochanki, pojawiają się dzieci, w tle tajemnice, kłótnie i rozstania. Kilka pytań: czy warto mówić najlepszemu przyjacielowi, że dziecko nie jest jego, a bezpłodnej żonie najlepszego przyjaciela, że jej mąż ma od lat kochankę i kilkuletnie dziecko? Czesi umieją na takie pytania odpowiadać bez moralitetów, pokazując przy okazji ładną, letnio-jesienną Pragę.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 13, 2010

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Glee

Próbowałam, słowo honoru. Trzy pierwsze odcinki były śmieszne. Historia amerykańskiego highschoola w oczach nauczycieli: seksowny nauczyciel hiszpańskiego zaczyna prowadzić szkolny chór, składający się z archetypowej bandy nieudaczników (gruba Afroamerykanka, gej w markowych ciuchach, chłopak na wózku, standardowa Azjatka, nielubiana w szkole prymuska). Niestety, do końca pierwszego sezonu chórzyści dalej są niepopularni, mimo że nieźle śpiewają i wygrywają nagrody. Byłam dzielna i przetrwałam do końca sezonu (finał, notabene, całkiem całkiem), ale podziękuję na przyszłość.

Irytuje tym bardziej, że jedzie po okrutnych banałach. Fajny nauczyciel ma głupią żonę, a w szkole iskrzy między nim a panią pedagog. W pani pedagog zakochany jest obleśny (choć o dobrym serduszku) trener futbolu, a do tego pani pedagog ma OCD i wyciera każde winogronko oddzielnie. Jest konflikt między fajnymi czirliderkami i futbolistami (amerykańskimi) a niepopularną młodzieżą. Najbardziej wredną i złośliwą osobą jest trenerka czirliderek, która jak dr Horrible w swoim notesiku (z braku bloga) notuje kolejne triumfy pognębienia szkolnego chóru, co ważniejsze frazy podkreślając wężykiem ("Drogi pamiętniczku! Dzisiaj zatriumfowałam nad tym niedorajdą nauczycielem hiszpańskiego", phleeze). Za chórzystami chodzi anonimowy zespół muzyczny, przygrywający na instrumentach do piosenek. Jedynym jaśniejszym i mniej sztampowym elementem jest hinduski dyrektor szkoły. Poza tym w każdym odcinku odbywa się przedstawienie i bohaterowie śpiewają kilka piosenek, a cała szkoła tańczy. Ja wiem, że to świetny motyw na jeden odcinek serialu, ale jednak nie na cały serial.

Nadaje się tylko na wypełnienie posuchy międzysezonowej.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 21, 2010

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1