Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Bodyguard

Październik 2018 (czyli lekko w przyszłość w stosunku do produkcji serialu). Sierżant David Budd, weteran wojny na Bliskim Wschodzie, cierpiący na PTSD, przypadkiem znajduje się w pociągu, w którym zaobserwowano zamachowca-samobójcę. Davidowi udaje się doprowadzić do rozbrojenia zamachowca, zostaje okrzyknięty bohaterem. Ponieważ brytyjski rząd planuje kontrowersyjną ustawę, dającą ogromne uprawnienia służbom specjalnym w celu zapobiegania przestępczości zorganizowanej i terroryzmowi, to właśnie David zostaje oddelegowany do ochrony Julie Montague (wdowa Durrell!), Minister Spraw Wewnętrznych. Sierżant jest rozbity, bo to właśnie dzięki polityce takich jak pani minister, żołnierze na wielu frontach giną lub są okaleczani na całe życie, również psychicznie. Jest jednak profesjonalistą i bezpieczeństwo obiektu (“Lavender opuścił budynek”) jest dla niego najważniejsze. Szybko pojawiają się zamachowcy, konflikt między policją a służbami specjalnymi narasta, pani minister odbywa tajemnicze spotkania i otrzymuje tajne dokumenty, a dodatkowo David jest zmuszony przez zwierzchników do szpiegowania. Kiedy następuje kryzys, okazuje się, że mimo swoich zasług to właśnie David jest podejrzany.

Jest tu kilka słabych rozwiązań fabularnych. Fałszywe tropy są mnożone nieco ponad potrzebę i mam wrażenie, że część z nich była doklejona na ślinę i taśmę. Niektóre są tak oczywiste, że przy kolejnym pojawieniu się jakiejś drugoplanowej postaci już wiadomo, że odegra w spisku rolę. Końcowe sceny, kiedy postawiony pod murem sierżant próbuje rozmawiać ze swoimi do niedawna kolegami, którzy WTEM zmieniają do niego podejście o 180 stopni i bez żadnych wątpliwości są gotowi go odstrzelić dla dobra sprawy. Nie do końca akceptuję przemianę jednej z podejrzanych o terroryzm osób, która równie nagle z pozycji przypadkowej ofiary stała się superłotrem.

Dla równowagi, jest też kilka świetnych scen (chociażby “Nie jestem królową!” czy ta z koszulą) oraz - co rzadkie nawet w Netflixowych serialach - znaczącą część akcji prowadzą kobiety: policjantki, ochroniarki, saperki, polityczki; żona Davida nie jest wiotką i mdlejącą leliją, tylko silną i mądrą kobietą. Widać, że dookoła dalej jest męski klub, ale to poważny wyłom od frontu. Dużym plusem są nieoczywiste rozwiązania fabularne i napięcie, nieźle utrzymane aż do samego finału. No i oczywiście do samego końca miałam nadzieję, że Whyvn wrqanx cemrżlwr, n btłbfmravr wrw śzvrepv wrfg zvfglsvxnpwą j pryh bqxelpvn fcvfxh. Avrfgrgl.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 14, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Ślepnąc od świateł

Nie ukrywam, że na serial czekałam od momentu, kiedy przeczytałam ostatnią stronę w lutym. Wiem, że nie wszyscy widzieli, bo można sobie rozłożyć oglądanie na 8 tygodni (szanuję, nie rozumiem), więc fabuły dotknę oszczędnie (aczkolwiek jest bardzo wierna literze z paroma drobiazgami). Zaznaczę tylko na początku, że jest to serial brutalny i bynajmniej nie umowny. Owszem, jest miejscami humor, ale nie niweluje tego zła, które Żulczyk powołał do życia.

To chyba pierwszy polski serial, który jest na światowym poziomie. Doskonali aktorzy[1], obrazy i montaż taki, że nie można oderwać oczu, fabuła bez dziur, dialogi ostre i mocne (mogłyby tylko nieco mniej ociekać przekleństwami, jednak Pazina, Paulina - książkowa Beata - czy Ewa to nie były dziewczęta po szkole podstawowej). Nie ma tego, czego bałam się najbardziej - głosu zza kadru, wyjaśniającego monologiem wewnętrznym Kuby, książkowego Jacka, czemu ten świat (zasilana przez dilerów sypkim szczęściem Warszawa) powinien zostać zniszczony przez spadający z nieba kataklizm. Słyszałam głosy, że część serialu to seria teledysków - absolutnie mi to nie przeszkadza, czołówka to jedna z piękniejszych HDR-owych etiud, jakie widziałam, a sceny wigilii La Chapelle by się nie powstydził.

Trochę rzeczy mnie jednak irytowało. Dario w książce był siłą chaosu i zła, ale nie był nadczłowiekiem; w serialu jego postać niebezpiecznie blisko ocierała się o groteskę (avrmavfmpmnyal pmłbjvrx, xgóel hjnyavn fvę m fnzbpubqh m cbeljnpmnzv mn cbzbpą fcbjbqbjnavn jlcnqxh, m xgóertb jlpubqmv orm fmjnaxh pml jlxbchwr fvę m teboh tbłlzv eęxnzv; cb pb, fxbeb jlfgnepmlłb tb hxenqxvrz mnfgemryvć). Nie do końca jasne były sny Kuby, w książce puentujące rzeczywistość, w serialu będące tylko symbolem postępującego upadku. I ta Argentyna w snach Kuby, która była raczej Karaibami (a na pewno nie Buenos Aires, chyba że już uzyskało dostęp do morza).

[1] Frycz w roli Daria - nie mogłam oderwać oczu. Pazura w roli sławnego celebryty - słowo daję, właśnie Pazurę w tej roli widziałam podczas lektury, chociaż absolutnie był przemycany w opisie Wojewódzki.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 6, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Inbetweeners

Było o literaturze może nie wysokiej, ale z górnej półki, to dla odmiany będzie o kulturze niskiej. "Inbetweeners" to serial o brytyjskich licealistach, dla których celem nadrzędnym jest zaliczenie panienki. Will, nowy w szkole, przeniesiony ze szkoły prywatnej do publicznej po rozstaniu rodziców, nie ma łatwo również dlatego, że jest pompatyczny i dość zarozumiały, a jego jedyna zaleta to atrakcyjna matka (obiekt westchnień kolegów i nauczycieli). Jay to mistrz wulgarnych, choć raczej niespecjalnie wiarygodnych opowieści oraz niewyrafinowanych żartów. Neil (mój ulubieniec) nie jest najostrzejszym nożem w szufladzie, puszcza wyjątkowo zjadliwe bąki (ostrzegam, że humor często bywa fekalny, również ten sytuacyjny), ma ojca, którego wszyscy uważają za geja, a mimo to ma też dużo szczęścia do płci przeciwnej. Nie może się tym pochwalić czwarty muszkieter, Simon, któremu wszystko staje na przeszkodzie przed utratą dziewictwa (do najłagodniejszych należy chyba zwymiotowanie na młodszego brata ukochanej). Do kompletu trzeba dołożyć szkolnego brutala, nieprzyjemnego dyrektora szkoły (ojciec z Cuckoo), nauczyciela-pedofila i rodziców, których metody wychowawcze są raczej nie do polecenia. Oczywiście jest to serial absolutnie śmieszny.

Część ekipy - Jay i Simon - pojawiają się jakiś czas później w innym serialu White Gold; po wcześniejszym obejrzeniu "Inbetweeners", ten drugi znacznie zyskuje na zabawności.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 3, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Maniac

Owen, pochodzący z zamożnej rodziny nieudacznik z epizodem schizofrenicznym, widuje Grimssona, tajemniczego przybysza, wyglądającego jak jego brat (tyle że z wąsem). Grimsson przypomina mu, że ma przygotowywać się do tajnej misji, w której uratuje świat. Nie pomaga to Owenowi w funkcjonowaniu, zwalniają go z kolejnej pracy, a dodatkowo czeka go zeznawanie na procesie bardziej udanego brata, a tutaj wyciągnięcie schizofrenii i złudzeń może być niekorzystne. Żeby zarobić trochę pieniędzy, przegląda ogłoszenia i trafia na informację o próbach nowych leków, w tym takiego, który w trzech krokach może uzdrowić chorą psychikę. W poczekalni laboratorium trafia na Annie, która wkręciła się na badania dla darmowego leku, dzięki któremu będzie mogła przeżywać spotkanie z siostrą. Na podstawie przywidzeń uznaje, że Annie jest wysłana przez Grimssona; Annie to potwierdza. Testy leku są przeprowadzane w trzech fazach - tabletka A pozwala na przeżycie po raz kolejny najgorszej życiowej traumy (i tu się okazuje, że to właśnie tego preparatu Annie nadużywa), tabletka B i tabletka C mają obiekt testu uleczyć. Oczywiście nie wszystko idzie tak, jak zaplanowane - umiera jeden z prowadzących eksperyment, superkomputer ze sztuczną inteligencją okazuje się być w depresji, a teoretycznie bezpieczne preparaty mają skutki uboczne.

Można powiedzieć, że to kolejny serial o wirtualnej rzeczywistości i trudności w odróżnieniu jej od realności, ale jakże on ładnie jest i zagrany, i pokazany. Sztafaż rodem z wczesnych lat 80. - wszyscy palą, komputery mają wypukłe monitory i toporne peryferia, ale mają dużą moc obliczeniową i wspierają sztuczną inteligencję. Pojawiają się podobne wątki jak w "Black Mirror" - dla pieniędzy ogląda się reklamy albo wykonuje się idiotyczne prace (usługi polegające na graniu roli przyjaciela czy zastępowania zmarłego małżonka), ludzie są inwigilowani i świadomi tego. Do tego rozwiązania fabularne są dość nieoczywiste, więc serial nie nudzi.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 28, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Manchester by the Sea

Już od samego początku coś w tym filmie budziło mój niepokój, bo wszak Manchester, a kierownicę w samochodzie bohater ma po właściwej stronie, na szczęście szybko okazało się, że rzecz się (głównie) dzieje w amerykańskiej miejscowości Manchester by the Sea. Od tego momentu już było wszystko w porządku: leniwa, przeplatana reminiscencjami, opowieść o powrocie do rodzinnego miasta. Lee, zgorzkniały mężczyzna po 30., pracujący w nieprestiżowej roli administratora mieszkań, do którego głównie kierowane są pretensje lokatorów o niedziałającą żarówkę czy cieknący kran, dowiaduje się, że umarł jego starszy brat. Z testamentu dowiaduje się, że brat wyznaczył go na opiekuna 16-letniego syna, Patricka, co absolutnie mu się nie podoba. Patrick też nie jest faktem zachwycony, bo wuj - mimo pięknych wspólnych wspomnień z dzieciństwa - jest nietowarzyskim mrukiem i nie chce zostawać w Manchester, a dodatkowo planuje sprzedaż ukochanej łodzi, odziedziczonej przez Patricka. Współczesne wydarzenia przeplatane są kolejnymi odsłonami dramatycznej historii o tym, jak Lee stracił swoją rodzinę i do tego momentu nie potrafił sobie z tym poradzić.

To bardzo dobry film, zaskakujący, wzruszający i niejednoznaczny. Pewną wadą dla mnie jest ewidentne przygotowanie filmu pod Oscary (skuteczne, wygrał dwa) - tematyka, gwiazdorska obsada, określona, przygotowana z myślą o wydaniu płyty, muzyka. Nie deprecjonuje to filmu, ale zastanawiam się, czy nie byłby ciekawszy, gdyby nie był tak obstawiony "pewniakami".

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 7, 2018

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Disenchantment / Rozczarowani

"Rozczarowani" (a właściwie "Nieczarodziejscy") to nowy serial Matta Groeninga, znanego z "Rodziny Simpsonów" i "Futuramy". Tak jak pierwszy serial był zjadliwą satyrą na mieszkańców amerykańskich przedmieść, a drugi dość swobodnie rozprawiał się z założeniami seriali sf typu space opera, tak tu w sztafażu magicznego średniowiecza w zapyziałym królestwie Dreamland próbuje przeprowadzić feministyczną emancypację. Księżniczka Tiabeanie (zwana Bean, Fasola) wychowuje się bez matki; jej ojciec, dawniej wojownik, a aktualnie tłuścioch i leń, ma nową, nieco oślizgłą żonę i drugie dziecko, niespecjalnie więc ma czas dla Bean. Zmusza ją do małżeństwa w celu zawarcia sojuszu, ale krnąbrna i nadużywająca alkoholu dziewczyna stawia opór. Pomaga jej w tym osobisty demon, Luci i - jakiś czas później - naiwny i uczuciowy elf Elfo. Jak opisuje autor, to historia o życiu i śmierci (dużo, dużo krwawej śmierci), miłości i seksie, i śmiechu w świecie pełnym cierpienia i idiotów.

Nie jest to serial na miarę "Futuramy", co często zarzucają rozczarowani widzowie, ale mimo to jest całkiem zgrabny, a choć humor raczej z tych przaśnych, śmieszy. Nie przypuszczam, żeby stał się kultowy, ale da się obejrzeć bez przykrości.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 6, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1