Więcej o
Oglądam
Mam znajomego. Lubię słuchać, co mówi o filmach. Mamy w zasadzie kompatybilny gust. Jeśli mówi, że film jest świetny, to będzie to na 100% crap nie do oglądania (ze szczególnym uwzględnieniem Marines, wilkołaków czy filmów klasy Resident Evil). Jeśli mówi, że kiepski - niewątpliwie będzie mi się podobał. "Osada" to potwierdza. Trzy czwarte filmu jest nudne jak flaki w zalewie (kolega opisuje to jako "dobre i niesamowite", a końcówka ratuje cały film i sprawia, że warto było obejrzeć (kolega twierdzi, że była spartolona).
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 14, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 3
Rzeczywiście, jest to ciepły rodzinny film o kazirodztwie i pedofilii. Piękna, chociaż dziwnie umalowana Penelopa Cruz. Almodovarowi znacznie lepiej wychodzi opowiadanie o pokręconych kobietach niż o homoseksualistach. Film jak z początku lat 80., kiedy to A. miał najlepszą formę. Pewną klamrą jest rola Carmen Maury, m.in. żony w "Czym sobie na to zasłużyłam", a tutaj - matki wracającej po śmierci do córek. Bardzo bogate tło i sporo odwołań do poprzednich filmów - sąsiadka prostytutka, stare bloki jak z lat 80., stylowa knajpka, Penelopa śpiewająca szlagier, nielegalny salon fryzjerski. Ładny, ciepły, śmieszny, jest trup.
Inne filmy Almodovara.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 8, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 3
Bardzo ładny, ciepły, melancholijny film. 26-latek wraca z LA do rodzinnego miasteczka na pogrzeb matki po 10 latach od wyjazdu, spotyka kumpli, gada z ojcem, poznaje dziewczynę, a potem chce wracać do LA. I to w zasadzie cała fabuła filmu. Bardzo przyjemny, ale czegoś mi brakowało. Czegoś, co sprawi, że chcę do tego filmu wrócić, że jest inny niż inne. Ale chyba nie chcę, bo nie jest. Prawdopodobnie to efekt tego, że obejrzałam Donnie Darko i każdy następny film o młodzieńczym (nawet 10 lat później) uczuciu musi wnieść coś więcej. Całkiem niezły porównaniem klimatycznym są "Przed zachodem" i "Przed wschodem słońca". Świetny soundtrack. A, zapomniałabym - dla wielbicieli psów ryćkających nogi jest parę świetnych scen.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 8, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 1
Trochę X-files, trochę Alien, trochę teorii spiskowych. Bardzo przyzwoity serial, szczęśliwie zakończony po pierwszym sezonie, więc nie trzeba patrzeć, jak scenarzyści się męczą, żeby utrzymać jaką taką spójność (oczywiście kończy się tak zarąbistym cliffhangerem, że można osiwieć). W małym miasteczku na Florydzie po huraganie zaczynają się dziać dziwne rzeczy - światełka w wodzie, znikają ludzie, potem się pojawiają z powrotem, ale są jacyś tacy dziwni. Strażnik parkowy (taki Florida Ranger, prawie jak w Misiu Jogim), uciekinier z Kuby, ma dwoje dzieci z pierwszą żoną i trzecie w drodze z drugą. Pierwsza żona ma męża-szeryfa i jest jedną z osób, które po huraganie odczuwają dziwne zamiłowanie do wody. Niezłe efekty specjalne (trochę widać, że bluebox, ale nie przeszkadza), przyjemnie zakręcona akcja, trochę wątków pobocznych. Miłe zajęcie na 22 wieczory.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 25, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Uwielbiam filmy z twistem. A już zwłaszcza filmy o napadach na bank. Z jednej strony jest inteligentny czarny detektyw (Denzel Washington) i inteligentny biały detektyw (Willem Dafoe), z drugiej - napadacz na bank (gościnnie Clive Owen, szczęśliwie przez większość czasu w masce, więc nie widać, że jest straszliwie drętwy). Są zakładnicy, tajemnica, niezła kasa, młoda dama z obfitym biustem, podsłuchy i wynalazki jak w gangu Olsena. Bardzo przyjemny film. Na życzenie mogę opowiedzieć ;-)
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 19, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 4
Przyznaję się bez bicia, że przeczytałam "Transatlantic" i żyłam w błogim przekonaniu, że będzie to film o tym, jak Felka Huffman płynie sobie statkiem. Nie był. Felka była transseksualistą Stanleyem (co ciekawe - pochodzenia żydowskiego), który powoli stawał się Bree - Sabriną. W międzyczasie okazało się, że w burzliwej młodości udało jej się spłodzić syna, a owoc tej jednej nocy z koleżanką w college'u siedzi w areszcie dla młodocianych na drugim końcu Stanów. Bree jedzie z synem z Nowego Yorku do LA. Trochę film drogi (bo w Stanach drogi mają, nie to co u nas - 12h i jesteśmy Zupełnie Gdzie Indziej), trochę o tym, jak to ciężko być transseksualistą (no, ciężko), a trochę o tym, po co człowiekowi w życiu rodzina. Refleksyjny, czasem śmieszny. Jak się komuś podobało "Broken flowers" Jarmusha, to ten też się spodoba.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 11, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj