Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Listy spod róży

Porto Santo

Na Maderze nie ma za wiele naturalnych plaż piaszczystych i raczej są niewielkie (przez co bywają zatłoczone, oczywiście nie jest to tłok w stylu bałtyckiego parawaningu). Po taką prawdziwą, złocistą plażę warto wybrać się na leżącą 40 km obok wyspę Porto Santo. Da się tam dolecieć samolotem (25 minut + odprawa) albo dopłynąć promem (2,5 godziny w jedną stronę)[1]. Z portu można przejść piechotą do Vila Baleira (ok. 2 km), gdzie znajdują się dwie największe atrakcje wyspy - dom-muzeum Krzysztofa Kolumba i 9-kilometrowa plaża.

Wyspa jest malutka, więc do objechania wszystkich ciekawych punktów widokowych i mikro skansenu wystarczy maksymalnie godzina. Podobnie z miasteczkiem, chyba że ze względu na młodzież zrezygnuje się ze zwiedzania domu Kolumba i zakupów (zwłaszcza że sklepy raczej typowo turystyczne) na korzyść plaży. Z punktów widokowych nie warto rezygnować, bo widać z nich rzeczy piękne - z Miradouro da Portela jest fantastyczny widok na port i plażę w Vila Baleira, z Ponta Da Calheta zaś widok na piaszczystą plażę i pełne wmurowanych muszelek skały. Znanym punktem turystycznym jest skansen Casa da Serra, gdzie można obejrzeć zachowany lokalne gospodarstwo sprzed kilkudziesięciu lat (Majut zachwycił się telewizorem kineskopowym, o tempora).

Nie wiem, na ile to turystyczna legenda, ale portosański piasek podobno łagodzi dolegliwości reumatyczne. Nie wiem, jaki jest długofalowy efekt, ale kiedy leżałam na plaży, nic mnie nie bolało. Wyspa reklamuje się jako miejsce kurortowe również ze względu na algi, które są hodowane w wodach otaczających Porto Santo. Część z nich zasila bio-elektrownię w okolicach portu, część trafia do ekskluzywnych kosmetyków z alg (m.in. firmy Thalgo). Przewodnik, człowiek kilkukrotnie żonaty (i z czwórką dorosłych już dzieci), zwierzył się, że specjalnie dla panów w okolicy spa odwarty został bar, żeby mogli w spokoju poczekać na partnerki.

Restauracja: Torre Praia, Rua Goulart Medeiros - kuchnia lokalna.

Wyjście z portu w Funchal Lobo Marinho, Wilk Morski Widok na plażę w Vila Baleira z Miradouro da Portela Jak wyżej / Widok na marinę w Porto Santo Ponta Da Calheta Ponta Da Calheta - detale Ponta Da Calheta Piasek / Radość Vila Baleira Flora Vila Baleira

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Przy czym warto wiedzieć, że dzienny[2] prom odpływa o 8 rano z Funchal, a o 20 wraca z Porto Santo. Bywa to nieco słabe, kiedy następnego dnia o poranku wraca się do domu i po powrocie z wycieczki trzeba się jeszcze spakować. Z jakichś powodów byłam przekonana, że powrotny prom rusza o 18, więc o 21 na luzie wrócę do hotelu i bez stresu ogarnę walizki. Doliczając mega-korek w porcie (chyba jedyne korkujące się miejsce na Maderze), w hotelu wylądowaliśmy o 23:30.

[2] Są też promy nocne, warto sprawdzać, zwłaszcza jeśli się planuje więcej niż jeden dzień na Porto Santo.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 13, 2018

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: portugalia, porto-santo, madera - Skomentuj


O tym, że dla odmiany na zachód

Câmara de Lobos (Siedlisko Wilków [Morskich]), a konkretnie fok), położona o kilka kilometrów na zachód od Funchal, to dawna wioska rybacka, jedno z najstarszych siedlisk na wyspie (początek XV w.). Aktualnie to spore miasto, jak większość maderskich miast mieści się na schodzących w stronę wybrzeża tarasach, przez co znane jest z pocztówkowego widoku białych domków z pomarańczowymi dachami. Przyjechaliśmy na obiad, szczęśliwie nie wszystkie restauracje przejmowały się przerwą na sjestę. Tuż obok restauracji mieści się taras ze znanym punktem widokowym - Miradouro Winston Churchill; na tarasie w latach 50. siadywał znany polityk i malował sielskie pejzaże. Czy udało mi się punkt widokowy ominąć? Ależ oczywiście. Miasteczko znane jest między innymi z malowniczych girland - nad przyportowymi uliczkami wiszą przedziwne rzeczy - łodzie, butelki, ogromne figury świętych, parasole; wszystko furkocze i powiewa na wietrze. Sam port jest dość rozczarowujący, dużo betonu i kilka łodzi, ale wzdłuż wybrzeża można się przejść na przyjemny spacer.

Adresy: Restaurante Vila Da Carne, Rua Doutor João Abel De Freitas 30 A, Câmara De Lobos.

Z Câmara de Lobos można pojechać na pobliski klif Cabo Girão. Teoretycznie to 4 km, ale ze względu na to, że jeden z najwyższych klifów Europy (580 m wysokości), droga zajmuje kilkanaście-kilkadziesiąt minut ze względu na znaczne nachylenie i wąską jezdnię, przez co tempo jazdy nie jest oszałamiające (za to strach jest). Na szczycie klifu znajduje się szklana platforma widokowa, z której rozpościera się widok na Funchal oraz poletka uprawne poniżej. I tak, dobrze się domyślacie, nie wjechałam na sam szczyt (niniejszym przyznaję sobie honorowy tytuł założycielki klubu Prawie Że Dojechałam). Nie czułam się dobrze nawet jako pasażer, wjeżdżając po stromej i krętej drodze, więc zatrzymaliśmy się w połowie trasy przy kolejnej stacji kolejki gondolowej, zjeżdżającej w dół, ku plaży Fajã dos Padres, po powrocie z której już mi się nie chciało jechać w górę. Kamienista plaża jest określana jako jeden z najbardziej urokliwych zakątków wyspy, ale niespecjalnie mnie zachwyciła, zapewne po części dlatego, że poza przyjemnym zjazdem kolejką, trzeba do niej dość po niegdyś betonowej, aktualnie rozsypanej drodze. Okolica jest urokliwa - plantacja bananowców, ale podobno przyjemna lokalna restauracyjka była zamknięta. Z tarasu kolejki widok na okolicę jest również bardzo ładny widok na zatokę, więc wielkiego rozczarowania nie było (a B., który jakiś czas później dotarł na szczyt klifu, określił taras widokowy jako wielkie rozczarowanie).

Kolejką gondolową w dół Plaża i klif / Ścianka Wielki błękit Osypisko zamiast ścieżki Cabo Girao / Camara de Lobos i Funchal

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 11, 2018

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: portugalia, madera, cabo-girao, camara-de-lobos - Skomentuj


O tym, że na wschód

Wyprawa na wschód wyspy miała się rozpocząć od Jardim Botanico, ale z przyczyn opisanych przełożyłam go na kolejny dzień, bo odległości na Maderze są żadne (Ogród to 8 km od dzielnicy hotelowej w Funchal).

Koło Madery żyją delfiny i wieloryby. Te drugie w pewnym momencie historii wyspy stanowiły potężną gałąź gospodarki - polowania na wieloryby zapewniały sporej grupie mieszkańców pracę i utrzymanie dzięki zebranemu tłuszczowi, przerabianemu w fabrykach na poszukiwany tran. Połowy są zabronione od kilkudziesięciu lat, a ich historię pokazuje znajdujące się w Caniçal Muzeum Wieloryba (Museu da Baleia). Na wejściu dostaje się audioprzewodnik w 5 językach (niestety, bez polskiego), który automatycznie aktywuje opisy eksponatów (i ścieżkę dźwiękową filmów). Pierwsza sekcja Muzeum prezentuje całą historię połowów na Maderze - oryginalne, 8-metrowe łodzie, które wielkością dorównywały wielorybom, harpuny i noże, stanowiska obserwacyjne i sporo zdjęć historycznych; można też obejrzeć czarno-biały film. W drugiej sali na wejściu dochodzą okulary 3D, bo oprócz naturalnej wielkości modeli zwierząt, na ścianach wyświetlane są filmy 3D o życiu pod wodą, powstaniu Ziemi i życia. W modelu batyskafu wyświetlany jest film, symulujący zejście na 3000 metrów pod poziomem morza (największa atrakcja dla Mai, mimo tłumaczonej ścieżki dźwiękowej). Samo Caniçal jest malutkie, ma kamienistą plażę, ale w restauracji z widokiem na ocean, można zjeść lokalną rybę. Z miasteczka można pojechać dalej na wschód na skalisty półwysep Św. Wawrzyńca (São Lourenço), gdzie stromo i wieje jak nie wiem, ale widoki podobno przepiękne. Ja wybrałam opcję leniwą - plażę w odległym o 5 km Machico.

Adresy:

Machico ma właściwie dwie plaże: jedną kamienistą na zachodzie zatoki oraz drugą piaszczystą w jej północno-wschodniej części. I tak jak na Maderze większość plaż jest kamienista, tak warto podjechać (zwłaszcza z dzieckiem) na tę drugą. Piasek został przywieziony z Sahary (podobnie jak na teneryfskiej Las Teresitas). Pozbawiona silnych fal zatoka, złoty piasek, ciepła woda - czego nie lubić.

Santana jest znana przede wszystkim z tzw. trójkątnych domów (do złudzenia przypominających domki typu Brda, tylko że pokolorowane), w jakich kiedyś mieszkali mieszkańcy wsi. Darmowy skansen z kilkoma domkami i punktem widokowym na leżącą pod miastem dolinę to, mam wrażenie, wszystko, co jest warte obejrzenia w miasteczku. Dodatkowo warto wziąć pod uwagę, że nie są to oryginalne XVI-wieczne domy, a jedynie rekonstrukcja z początku XX wieku. Domki oglądaliśmy późnym popołudniem, jako nieliczni o tej porze turyści; podobno w godzinach szczytu są tu tłumy. Na zakończenie dnia usiłowałam znaleźć lodziarnię, ale poza sklepikami z lodami przemysłowymi z lodówki, na nic nie trafiłam, więc lody zjedliśmy już w Funchal.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 10, 2018

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: madera, portugalia, canical, santana, machico - Skomentuj


O tym, że na Maderze rośnie

[10.08.2018]

Funchal w całości zbudowane jest na terasach na wzgórzach - od nabrzeża aż do szczytów otaczających je gór. Na taką górę należy się wspiąć, żeby dojechać do Ogrodu Tropikalnego na wzgórzu Monte. Można klasycznie - samochodem lub autobusem, ale znacznie przyjemniej wjeżdża się na górę kolejką gondolową. Futurystyczną, szklaną bryłę stacji kolejki linowej (Telefericos da Madeira) łatwo znaleźć - stoi u podnóża Zona Velha, przy promenadzie Avenida del Mar. W małym (6-8 osób, ale nie ma tłoku, jechałam z rodziną we trójkę) wagoniku przez 15 minut można obserwować dachy Funchal, oddzielone biegnącą na wysokich filarach Via Rapidą od zalesionych obszarów. Z jednej strony panorama miasta i widok na zatokę, z drugiej - wznoszące się mgły nad górami, warto wycieczkę zaplanować w słoneczny dzień. Na dole, przy zatoce, było słońce, ale im wyżej, tym bardziej pochmurnie się robiło; tropikalna wilgoć i ciepło sprawiały, że w zasadzie nie odczuwałam gorąca, ale apaszkę, którą miałam przewiązane włosy, można było wyżymać.

Górna stacja kolejki znajduje się na wzgórzu Monte, tuż obok wejścia do ogrodu. Ogród Jardim Tropical Monte Palace (przy Caminho do Monte 174) ma bogatą historię - XVIII-wieczna posiadłość, w której pod koniec XIX wieku wybudowano ekskluzywny hotel (znany później jako Pałac Monte), wreszcie już XX-wieczny urozmaicony teren spacerowy. Pewną wadą jest typowa dla Madery tarasowość - najpierw można zejść w dół ogrodu, ale potem trzeba się wspiąć po stromych alejkach albo po wbudowanych w tropikalną zieleń schodach. Jest odpłatna opcja objechania całego ogrodu otwartym samochodem albo chociaż powrotu na górę (zwykle wykorzystywana przez starszych zwiedzających[1]), ale w ten sposób omija się prześliczne zakątki - staw z rybami koi, chińskie rzeźby, małą architekturę ogrodową czy wreszcie muzeum - oprócz wystawy masek afrykańskich można obejrzeć stałą ekspozycję minerałów i kamieni pół- i szlachetnych. Pałac Monte i leżące opodal stawy to jeden z piękniejszych widoków, jaki widziałam. Przejście całego ogrodu oceniane jest na prawie 3 godziny spaceru, warto zaopatrzyć się w wodę; na terenie ogrodu są dwie kawiarnie - jedna na górze, przy wejściu, druga na samym dole, gdzie można skosztować wina madera (poczęstunek w cenie biletu[2]).

Obok (nad ogrodem, ciągle do góry) wznosi się kościół Matki Boskiej z Monte (Igreja de Nossa Senhora do Monte), bogato ozdobiony typowo maderskimi wstążeczkami. U wylotu uliczki, prowadzącej do kościoła, stoją biało ubrani panowie, zachęcający do lokalnej atrakcji - zjazdu wiklinowymi saniami (carros do cesto). Opłata za kilkuminutowy zjazd jest dość słona (15 euro od osoby) plus pod górę trzeba wrócić albo piechotą, albo taksówką; wolałam powrót kolejką do miasta.

Widok na zatokę Funchal W górę / Zbocze w przebłysku słońca Poczet królów portugalskich na mozaikach Ogród japoński Pałac Monte Spirale dróg / Kościół Monte Kościół Monte

[11.08.2018]

Przy ogrodzie Monte znajduje się również druga stacja kolejki gondolowej, którą można zjechać do mniejszego, ale równie urokliwego Jardim Botanico (przy Caminho do Meio, Bom Sucesso, Santa Maria Maior). Ponieważ do Monte wybraliśmy się po południu i wracaliśmy już pod koniec dnia, do ogrodu botanicznego dotarliśmy już samochodem dwa dni później[3]. Ten ogród to raj dla botaników[4] - na Maderze rośnie wszystko bardziej i bujniej; podzielony tematycznie na różne sekcje, robi wrażenie bardziej uporządkowanego niż Monte - ogrody różane, sukulenty i kaktusy, orchidee, arboretum, dział roślin użytkowych (gdzie można wąchać znane z kuchni zioła, tylko 2-3 większe niż u nas, ulubione miejsce Majuta). Najpiękniejszym miejscem jest dywan kwietny - ułożone w geometryczne kształty nisko przycięte krzewinki i kwiaty. Znana ptaszarnia z papugami i pawiami była niestety zamknięta.

Punkt widokowy - Via Rapida Pani jaszczureczka Czyściec wełnisty, po portugalsku Kocie Uszka / Widok z muzeum na ogród Lokales Dywan kwiatowy Szklana kula, najchętniej fotografowane miejsce w ogrodzie Monstera, wcale nie największa Hic Vandalorum / Strączki Calliandra Dywan kwiatowy

To nie wszystkie ogrody, jakie można obejrzeć w okolicach Funchal - ominęłam z braku czasu Jardim de Sao Francisco, Jardim de Santa Catarina, Ogrody Palheiro czy ogród przy Quinta das Cruzes.

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Jak to mówią złośliwi, Madera to wypoczynek dla emerytów. Serdecznie pozdrawiam, wasza emerytka.

[2] I tu zrobiło mi się smutno, bo wpadliśmy na wycieczkę rodaków, którzy rzucali się na kieliszki, nie reagując na obsługę, drąc się po polsku “Bierz, to nam się należy”.

[3] Dwa dni później, bo okazało się, że to chyba jedyne miejsce na Maderze, gdzie nie są przyjmowane karty, a ja - jak na złość - zapomniałam portfela.

[4] W ogrodzie można pobrać darmową appkę z mapą i opisami większości roślin.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 9, 2018

Link permanentny - Tagi: funchal, madera, portugalia - Kategorie: Koty, Listy spod róży, Fotografia+ - Komentarzy: 2


O locie na Maderę i o Funchal

[7-9.08.2018]

Wiele lotnisk, zwłaszcza wyspiarskich, szczyci się tym, że są trudne, kłopotliwe i wymagające w kwestii warunków pogodowych - tak samo jest z lotniskiem na Maderze[1] (co potwierdza tragiczny wypadek z 1977, kiedy to pilot nie zdążył zatrzymać samolotu i ten spadł na plażę poniżej lotniska). Mimo że od tego czasu pas do startu i lądowania został wydłużony, przy gorszej pogodzie samoloty na lotnisku... nie lądują. Tuż przed zakładanym czasem lądowania pilot uprzejmie poinformował, że dla odmiany wylądujemy na Gran Canarii, gdzie poczekamy, aż się pogoda ustabilizuje. Gratis dostałam więc godzinę przelotu na GC, prawie godzinny postój tamże i lot powrotny, który już zakończył się lądowaniem w Santa Clara na Maderze. I to w zasadzie była jedyna niezapowiedziana atrakcja podczas całych wakacji.

Funchal, leżące jakieś 20 km od lotniska, zbudowane jest składa się z trzech części. Z Lido, części hotelowej, gdzie wzdłuż wybrzeża mieszczą się większe hotele (również mój[2]), nowego miasta z mariną i nabrzeżem promowym oraz starówki (Zona Velha). Do tej ostatniej najlepiej dojechać do stacji kolejki gondolowej (Teleferico), skąd można wejść w uroczą plątaninę wąskich uliczek, pełną restauracji i sklepów; tutaj typowym turystycznym must-have jest uliczka Santa Maria, gdzie drzwi i bramy są bogato ozdobione przez lokalnych artystów. Jak kto lubi kościoły, to są piękne kościoły - zwłaszcza Katedra Sé, ozdobiona błękitnymi kaflami i sporą ilością złota, są muzea (na przykład Elektryczności lub Koronek czy wspomniane poniżej Muzeum Ronaldo), są też przepiękne ogrody, ale o tym w następnym odcinku. Mekką dla turystów jest mieszczący się w środku Zona Velha bazar rolniczy, Mercado dos Lavradores. Dwupiętrowa hala, ozdobiona roślinnością i typowymi portugalskimi azulejos, wypełniona jest straganami ze wszystkim, co rośnie i żyje na i wokół Madery. W części rybno-mięsnej zaopatrują się głównie restauracje, warto przyjść tam rano, bo już koło południa ta sala się przerzedza do całkowitego opróżnienia w okolicy 15. Do późna za to można oglądać i kupować kwiaty i owoce, przy czym w przypadku owoców warto zwracać uwagę na cenę. Uczynni sprzedający łapią przechodzących i chętnie częstują nakładanymi na wierzch dłoni dojrzałym miąższem owoców, zwłaszcza niespotykanych gdzie indziej - krzyżówek marakui z pomidorem, bananem czy pomarańczą albo krzyżówki ananasa i banana. Te egzotyki kosztują ponad 20 euro za kilogram, więc nawet niewielkie zakupy mogą kosztować sporo. Warto też potrenować asertywność, bo wprawdzie sprzedający sami rzucają się, żeby rozdać próbki, ale potem próbują działać na poczuciu winy (you ate, but no pay?!).

Widok na Praia Formosa i Cabo Girao, mgliście Polonica / Typowa mozaika chodnikowa (calcateros) Deptak Dr. António José de Almeida Marina / Azulejo z katedry Sé Marina Drzwi z ulicy Santa Maria Avenida del Mar, memoriał Nelsona Mandeli Drzwi z ulicy Santa Maria Mercado dos Lavradores

Restauracje:

  • O Regional - Rua Dom Carlos I 54, bezpretensjonalna restauracja lanczowo-obiadowa, bez pytania wjeżdża przystawka (pyszna pasta rybna, krążek sera o konsystencji mozarelli, masło oraz lokalny chlebek, bolo de caca)
  • Dona Joana Rabo-de-Peixe - Rua de Santa Maria 77, kawiarnio-restauracja, znęcona informacją o menu lanczowym, dostałam za nieduże pieniądze kanapkę wielkości talerza.
  • El Mexicano - Ponta Da Cruz 20-22, podobnie - ogromne porcje, potrawy raczej meksykańskie niż tex-mex. Dodatkowo widok na zachód słońca z Cabo Girao w tle.
  • Restaurante Marisqueira O Barqueiro - Ponta Da Cruz 20-22, restauracja rybna, można klasyk maderski - Espada à Madeira (ze smażonymi bananami).
  • Prato, Prego & Cia - Estrada Monumental 390 - lokalna restauracja w centrum handlowym Forum, bardzo przyzwoite dania mięsne i rybne.
[Rząd 1: smażona espada; pół małej kanapeczki z szynką, pieczenią, serem i jajkiem + wszechobecne frytki (Dona Joana Rabo-de-Peixe); espada przed smażeniem; wystawka świeżych ryb (wszystko poza kanapką w Marisqueira O Barqueiro) .
Rząd 2: Przystawka - bolo de caca, pasta rybna, masło, ser (O Regional); wystawka świeżych ryb (Marisqueira O Barqueiro); sałatka z tuńczykiem (O Regional); świeże skorupiaki (Marisqueira O Barqueiro)]

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Lotnisko nosi imię największego Maderczyka i bynajmniej nie jest to Krzysztof Kolumb, tylko Cristiano Ronaldo. Na Maderze jest też muzeum CR, a w każdym sklepie z pamiątkami oprócz maderskich paseczków, madery i rzeczy z korka, można kupić dowolną rzecz z wizerunkiem albo chociaż nazwiskiem CR.

[2] Golden Residence jest ulokowany na klifie, z widokiem na Praia Formosa i Cabo Girao (oraz setkami jaszczurek). Jak większość hoteli mieści się przy Estrada Monumental, gdzie zasadniczo poza centrum handlowym i restauracjami nie ma za wiele, na szczęście na starówkę jeżdżą żółte autobusy oraz taksówki (8-10 euro). Jest o tyle zabawny, że mieści się w trzech budynkach na zboczu góry, na początku trzeba zapamiętać nawigację: basen i restauracja w budynku C na poziomie -1, recepcja w budynku B na poziomie 0 (trzeba przejść przez ulicę z budynku C), skąd tunelem idzie się na poziom -2 w budynku A. Z 5 piętra budynku da się wyjść na kolejną ulicę. Na stanie hotelu jest biało-rudy kot, Horacio.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 9, 2018

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: portugalia, funchal, madera, sao-martinho - Skomentuj


Berlin - Altes Museum

Bilety do Altes Museum kupiłam z wyprzedzeniem, ale w przeciwieństwie do zimowego doświadczenia z Pergamonem, nie było w ogóle kolejki. Muzeum to piękny, monumentalny budynek tuż obok równie pięknego i monumentalnego budynku Berliner Dom, nie sposób nie trafić. W środku chłód i - jeśli nie myśli się o tym, że wszystkie eksponaty powinny wrócić do krajów pochodzenia - ogromna dawka starożytności. Majutowi najbardziej podobała się biżuteria i wyrywki mitów greckich, serwowane przeze jako komentarz głosowy dla pieczołowicie malowanych tarcz z czarnofigurowymi historiami.

GALERIA ZDJĘĆ.

Garść adresów restauracji:

  • Ach! Nico Ach! - restauracja grecka, Kurfürstendamm 97-98. Błyskawiczna obsługa, porcje powyżej moich możliwości (a greckie mogę w każdych ilościach).
  • Tugra - restauracja turecka, Kurfürstendamm 96. Dłużej się czeka, ale bardzo familijna atmosfera.
  • Vapiano - bistro włoskie, Mittelstraße 51-52. Trochę z przypadku - chcieliśmy coś małego przed podróżą i żeby długo nie czekać; na wejściu dostaje się kartę, którą się zamawia przy stoiskach (pizza, sałatki, kawa, słodycze), a przy wyjściu płaci. Fantastyczne podwórko tuż obok Unter den Linden, ale raczej nie pierwszy wybór, żeby zjeść coś dobrze po włosku. [2022 - nie ma już tej lokalizacji, są inne]
  • Cafe Bilderbuch - kawiarnia śniadaniowa, Akazienstraße 28. W niedzielę śniadaniowe bufety, w pozostałe dni śniadania z karty (dużo!). Również piękne podwórko.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 1, 2018

Link permanentny - Tagi: berlin, niemcy, sztuka - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Skomentuj