Dopisac komentarze? :-)
(Och, i powinnam tam powklejac brakujace zdjecia. I zawsze brakuje mi czasu.)
A serio, spotkanie jest nam pisane duzymi literami.
Notuje: przyniesc slonecznik.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Pogryzając pestki słonecznika (ale tylko takiego świeżo wyłuskanego z tarczy okolonej jeszcze zielonymi listkami), zastanawiam się, jak to jest, że nie umiem nic robić w sposób ciągły i konsekwentny. Pracuję rzutami, ale zawsze te rzuty w znaczący sposób są przeplatane prokrastynacją i zajmowaniem się tym, czym akurat nie powinnam. Z telewizji dobiega zachwyt tym, że ktoś już w wieku 23 lat na najwyższym podium; mnę w głowie pieczołowite wyliczenie, czego w wieku lat mhmdziesięciu udało mi się nie osiągnąć. Nawet bez żalu i zawiści, ale z pewną nostalgią, bo za każdą potencjalną okazją, z której nie skorzystałam, stała książka albo przespane radośnie popołudnie (albo noc, podczas której ktoś był w błędzie na Internecie). Chyba zacznę być mistrzynią w niedostrzeganiu własnych szans. I tak skubię ten słonecznik, niemal nałogowo, nie mogąc się oderwać, czytając po raz kolejny przeprenatalny niecodziennik Kaczki, łowiąc frazy, chichocząc i na zmianę ubolewając, że to fragmenty oraz że bez komentarzy, a tak bym chciała, żeby były. I tak skubię, i myślę, że niesamowite jest to, że jest Internet i można w nim znaleźć człowieka.
Nie mogę też już dłużej udawać, że doniczkowy wrzos w kwiaciarni oraz nagłe zniknięcie straganu owocowego, który rozkwitał parasolem codziennie, deszcz nie deszcz, zaraz za przejazdem kolejowym nie wróżą jesieni. I ten słonecznik, ze szkodą dla manicure (ale i tak paznokieć na kciuku mi się łamie, więc żadna strata).
Splątanie rekurencyjnie definiowane jako splątanie.