Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Terry Darlington - Z wąskim psem do Carcassonne

Whippety to takie małe, wąskie charty. Według autora są tchórzliwe, nie lubią pływać, uwielbiają skwarki[1], pierdzą, szybko biegają i zdecydowanie nie nadają się na towarzysza wyprawy wąską barką rzeczną[2] ze Stone w Wielkiej Brytanii do Carcassonne we Francji, tuż przy brzegu morza Śródziemnego. Terry i Monica, starsze małżeństwo, od kilkudziesięciu lat pływają po angielskich kanałach, ale - wbrew ostrzeżeniem znajomych i rodziny - chcą przepłynąć kanałem La Manche do Francji (niebezpiecznie!), a potem w dół Rodanem do celu (również niebezpiecznie). Po drodze są zachęcani i zniechęcani, wpadają w depresję i hurraoptymizm, trafiają na ludzi miłych i pomocnych oraz zupełnych matołów, a whippet Jim skutecznie pozwala na przełamywanie pierwszych lodów w każdym nowym miejscu. Bardzo miła leniwa wakacyjna lektura, można na podstawie kolejnych miejsc planować wakacje (aczkolwiek rzecz rozpoczęła się w 1998 roku, nie przywiązywałabym się do pomysłu traktowania opowieści jako przewodnika).

Mimo tego czytało się topornie - wiadomo, ostatnio okoliczności przyrody niesprzyjające, ale mam wrażenie, że to również zasługa tłumaczenia i redakcji (bo korekta to na 100% przysypiała w trakcie). Do tego brakowało mi zdjęć, zwłaszcza że Terry opisuje, co fotografował, a miejsca, w których był, są malownicze. Na szczęście dobra Bogini dała internet i zdjęcia z wyprawy francuskiej można obejrzeć na stronie wyprawy.

[1] Skwarki?! Ma ktoś oryginał? Czym ci dziwni ludzie psa naprawdę karmili? Chipsami? Chrupkami? Smażonym bekonem?

[2] Ozdobioną gustownymi kwiatuszkami, a jak.

#41

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 5, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, panowie, podroze - Komentarzy: 3

« Wprawdzie nie wytrzymały... - United states of Tara »

Komentarze

KAnusia

Napaliłam się swego czasu na tą książkę, ale zaczęłam czytać i wymiękłam już przy pierwszym rozdziale, właśnie przez tą toporność tłumaczenia. Jeśli cały czas jest równie drętwo, to ja nie wiem, czy chcę temu dawać szansę, może lepiej sobie oryginału poszukam... :/

Zuzanka

Niestety, poza paroma gładszymi momentami jest drętwo.

Daga

Mam, mam! Mam oryginal. Niestety nie pod reka, ale o ile dobrze pamietam, to karmili pork scratchings. Zasadniczo (o zgrozo! choc tubylcy niczym mnie nie zdziwia) jest to ludzka karma :-) De gustibus...
Styl oryginalu jest bardzo hmmm... oryginalny, fabula toczy sie jak nurt rzeki (albo kanalu) i nie wierze, ze da sie to ladnie przeniesc na polski. Tlumacz musialby byc geniuszem.
Polecam druga czesc 'Narrow dog to Indian river'.

Skomentuj