[28.01-4.02.2023]
Tak jak 5 lat temu, nocowaliśmy w dzielnicy Funchal zwanej Sao Martinho albo Lido, w tym samym hotelu[1], co wtedy (tylko przez cały tydzień nie udało nam się spotkać hotelowego kota!). Niewiele jest tu do takiego typowego zwiedzania, ale jest dość malownicze centrum handlowe, w którym wprawdzie ograniczyliśmy się do zakupów[2] w lokalnym odpowiedniku Biedronki (Pingo Doce), ale dostępna jest pełna oferta globalnych sieciówek, sporo restauracji, wypożyczalnia samochodów, nieco mniejsze niż w Porto Moniz baseny naturalne oraz plaża i widoki. Kamienista Praia Formosa wymaga pewnego wysiłku, żeby na nią dotrzeć, bo najprostsze dojście jest zabarykadowane przez hotel. Schodzi się sporo w dół serpentynkami, widoki po drodze urocze, ale potem trzeba wrócić. I tu okazało się, że wychodząc z plaży można albo mozolnie wspinać się stromymi ścieżkami i po setkach schodów albo wjechać windą. Winda wprawdzie wymagała karty, ale akurat ktoś zjeżdżał i ją otworzył, więc wjechaliśmy jak do siebie. Nastąpił wprawdzie pewien incydent, bo okazało się, że trzeba przejść przez lobby dość skomplikowanego logistycznie hotelu i kiedy zapytałam z głupia frant na recepcji, quo vadis, została przesłuchana, jak się w ogóle dostałam i kazano mi zapłacić 75 euro za wejście na teren. Skleciłam historyjkę o znajomych spotkanych na plaży, z którymi wróciliśmy, nie wiem, w jakim pokoju, nie chcemy wejść, chcemy wyjść, nie interesują mnie państwa udogodnienia, wyszliśmy, ale nieco niemiło było przez chwilę. Więc da się windą, ale trochę tupetu trzeba. A widoki - zdjęcia mówią same za siebie. Zachody słońca z tarasu tuż przy pokoju, sun deck przy jadalni z widokiem na Praia Formosa i kozy, wreszcie inne hotele i przydomowe plantacyjki platanów.
Praia Formosa
Baseny naturalne / Z klifu w dół
Zachód słońca z tarasu
Anjo da Praça da Assicom / Balkon z tęczą
Widok na Cabo Girao
W dół na plażę / Dzika pitanga, można zrywać, jak nasze mirabelki
Lido wieczorem
Przed zachodem / Tubylec
Się buduje, a kozy koszą zielone
Domki i bananowce
Zachód słońca z tarasu, co wieczór
Prosto w ocean
Bananowce / Klify
Światełka wieczorem
Bananowce / Basen w hotelu, cały dla nas
Codziennie inaczej
Sun deck / Widok na Praia Formosa
U podnóża klifu
Basen, odbicia, pseudo-Warhol
Promenada
Jakaś ryba i bolo do caco / Sałatka z tuńczykiem
Widok na wschód
Jedzone było w:
[1] Notka dla pamięci - apartamenty niby dwupokojowe, ale to tak naprawdę wnęka kuchenna z częścią wypoczynkową, z rozkładaną kanapą dla trzeciej osoby (wzdech, czemuż aż czemuż w łatwy i przewidywalny sposób nie można dla nastolatki zamówić oddzielnego łóżka i samodzielnego pokoju w ramach apartamentu) i oddzielną sypialnią. Na plus, oszklony balkon, codziennie uzupełniana kawa i herbata, w kuchni wszystko do zmywania, a w łazience kosmetyki.
[2] Młodzież testowała różne smaki zupek błyskawicznych, jakby ktoś się wybierał do Portugalii wyspiarskiej lub kontynentalnej i miał miejsce w bagażu oraz wolne kilka euro, to polecam się łaskawej pamięci, bo tęskni za nudlami w kubeczku. Ja poszłam w lokalne owoce, pierwszy raz jadłam pitangę, ciekawe, ale raczej jako ciekawostka i, pewnie nie pierwszy raz, smoczy owoc. Pewnie nie pierwszy, bo pamiętałam fakt jedzenia podczas wyprawy na Tajwan, ale nie pamiętałam smaku, co jakby się wyjaśniło, bo smoczy owoc nie smakuje niczym. Taki mokry melon bez aromatu.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 7, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
funchal, madera, portugalia, sao-martinho
- Skomentuj
[7-9.08.2018]
Wiele lotnisk, zwłaszcza wyspiarskich, szczyci się tym, że są trudne, kłopotliwe i wymagające w kwestii warunków pogodowych - tak samo jest z lotniskiem na Maderze[1] (co potwierdza tragiczny wypadek z 1977, kiedy to pilot nie zdążył zatrzymać samolotu i ten spadł na plażę poniżej lotniska). Mimo że od tego czasu pas do startu i lądowania został wydłużony, przy gorszej pogodzie samoloty na lotnisku... nie lądują. Tuż przed zakładanym czasem lądowania pilot uprzejmie poinformował, że dla odmiany wylądujemy na Gran Canarii, gdzie poczekamy, aż się pogoda ustabilizuje. Gratis dostałam więc godzinę przelotu na GC, prawie godzinny postój tamże i lot powrotny, który już zakończył się lądowaniem w Santa Clara na Maderze. I to w zasadzie była jedyna niezapowiedziana atrakcja podczas całych wakacji.
Funchal, leżące jakieś 20 km od lotniska, zbudowane jest składa się z trzech części. Z Lido, części hotelowej, gdzie wzdłuż wybrzeża mieszczą się większe hotele (również mój[2]), nowego miasta z mariną i nabrzeżem promowym oraz starówki (Zona Velha). Do tej ostatniej najlepiej dojechać do stacji kolejki gondolowej (Teleferico), skąd można wejść w uroczą plątaninę wąskich uliczek, pełną restauracji i sklepów; tutaj typowym turystycznym must-have jest uliczka Santa Maria, gdzie drzwi i bramy są bogato ozdobione przez lokalnych artystów. Jak kto lubi kościoły, to są piękne kościoły - zwłaszcza Katedra Sé, ozdobiona błękitnymi kaflami i sporą ilością złota, są muzea (na przykład Elektryczności lub Koronek czy wspomniane poniżej Muzeum Ronaldo), są też przepiękne ogrody, ale o tym w następnym odcinku. Mekką dla turystów jest mieszczący się w środku Zona Velha bazar rolniczy, Mercado dos Lavradores. Dwupiętrowa hala, ozdobiona roślinnością i typowymi portugalskimi azulejos, wypełniona jest straganami ze wszystkim, co rośnie i żyje na i wokół Madery. W części rybno-mięsnej zaopatrują się głównie restauracje, warto przyjść tam rano, bo już koło południa ta sala się przerzedza do całkowitego opróżnienia w okolicy 15. Do późna za to można oglądać i kupować kwiaty i owoce, przy czym w przypadku owoców warto zwracać uwagę na cenę. Uczynni sprzedający łapią przechodzących i chętnie częstują nakładanymi na wierzch dłoni dojrzałym miąższem owoców, zwłaszcza niespotykanych gdzie indziej - krzyżówek marakui z pomidorem, bananem czy pomarańczą albo krzyżówki ananasa i banana. Te egzotyki kosztują ponad 20 euro za kilogram, więc nawet niewielkie zakupy mogą kosztować sporo. Warto też potrenować asertywność, bo wprawdzie sprzedający sami rzucają się, żeby rozdać próbki, ale potem próbują działać na poczuciu winy (you ate, but no pay?!).
Widok na Praia Formosa i Cabo Girao, mgliście
Polonica / Typowa mozaika chodnikowa (calcateros)
Deptak Dr. António José de Almeida
Marina / Azulejo z katedry Sé
Marina
Drzwi z ulicy Santa Maria
Avenida del Mar, memoriał Nelsona Mandeli
Drzwi z ulicy Santa Maria
Mercado dos Lavradores
Restauracje:
- O Regional - Rua Dom Carlos I 54, bezpretensjonalna restauracja lanczowo-obiadowa, bez pytania wjeżdża przystawka (pyszna pasta rybna, krążek sera o konsystencji mozarelli, masło oraz lokalny chlebek, bolo de caca)
- Dona Joana Rabo-de-Peixe - Rua de Santa Maria 77, kawiarnio-restauracja, znęcona informacją o menu lanczowym, dostałam za nieduże pieniądze kanapkę wielkości talerza.
- El Mexicano - Ponta Da Cruz 20-22, podobnie - ogromne porcje, potrawy raczej meksykańskie niż tex-mex. Dodatkowo widok na zachód słońca z Cabo Girao w tle.
- Restaurante Marisqueira O Barqueiro - Ponta Da Cruz 20-22, restauracja rybna, można klasyk maderski - Espada à Madeira (ze smażonymi bananami).
- Prato, Prego & Cia - Estrada Monumental 390 - lokalna restauracja w centrum handlowym Forum, bardzo przyzwoite dania mięsne i rybne.
[Rząd 1: smażona espada; pół małej kanapeczki z szynką, pieczenią, serem i jajkiem + wszechobecne frytki (Dona Joana Rabo-de-Peixe); espada przed smażeniem; wystawka świeżych ryb (wszystko poza kanapką w Marisqueira O Barqueiro) .
Rząd 2: Przystawka - bolo de caca, pasta rybna, masło, ser (O Regional); wystawka świeżych ryb (Marisqueira O Barqueiro); sałatka z tuńczykiem (O Regional); świeże skorupiaki (Marisqueira O Barqueiro)]
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Lotnisko nosi imię największego Maderczyka i bynajmniej nie jest to Krzysztof Kolumb, tylko Cristiano Ronaldo. Na Maderze jest też muzeum CR, a w każdym sklepie z pamiątkami oprócz maderskich paseczków, madery i rzeczy z korka, można kupić dowolną rzecz z wizerunkiem albo chociaż nazwiskiem CR.
[2] Golden Residence jest ulokowany na klifie, z widokiem na Praia Formosa i Cabo Girao (oraz setkami jaszczurek). Jak większość hoteli mieści się przy Estrada Monumental, gdzie zasadniczo poza centrum handlowym i restauracjami nie ma za wiele, na szczęście na starówkę jeżdżą żółte autobusy oraz taksówki (8-10 euro). Jest o tyle zabawny, że mieści się w trzech budynkach na zboczu góry, na początku trzeba zapamiętać nawigację: basen i restauracja w budynku C na poziomie -1, recepcja w budynku B na poziomie 0 (trzeba przejść przez ulicę z budynku C), skąd tunelem idzie się na poziom -2 w budynku A. Z 5 piętra budynku da się wyjść na kolejną ulicę. Na stanie hotelu jest biało-rudy kot, Horacio.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 9, 2018
Link permanentny -
Tagi:
portugalia, funchal, madera, sao-martinho -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+
- Skomentuj