Nie ujmując nic Se7en - chyba najlepszy film Finchera. Dowcipny, zaskakujący, doskonale nakręcony i ze spójną fabułą. Back to 1969, policja z San Francisco i okolic szuka brutalnego seryjnego mordercy, który nie dość, że morduje swoje ofiary, to jeszcze szczegółową informację wysyła do lokalnych gazet. Realia są doskonale zachowane - brak faksów (i komórek, i komputerów), dowody, odciski palców itp. zbierają sami policjanci zaangażowani w śledztwo (w oszałamiającej liczbie dwóch osób), śledztwo to mozolna praca, zwłaszcza że rozsiane po kilku hrabstwach, z których każde jest autonomiczne i niezbyt chętne do współpracy. Oczywiście San Francisco z lat 60. i 70. ma o niebo lepszą technikę i możliwości w porównaniu do takiego porucznika Borewicza, który prawie dekadę później jako największą zdobycz techniki miał radiotelefon.
Doskonali aktorzy - Jake Gyllenhall w roli dociekliwego rysownika (obowiązkowo dla fanów Donniego Darko), Robert Downey Jr. w roli staczającego się, niegdyś dobrego dziennikarza i główny podejrzany - jowialny John Carroll Lynch (dla fanów Drew Carrey Show - mąż Mimi Bobeck, brat Drew). Oprócz dobrych aktorów świetne od strony wizualnej - doskonale oddane realia poszczególnych lat śledztwa, dużo fajnych widoków na San Francisco, ciekawy sposób filmowania (jazda samochodu z góry). Kilka scen, które przynoszą niezłe napięcie i dreszczyk w końcach uszek (w piwnicy u tappera z niemego kina).
Ogólnie - królowa jest zachwycona, agnus - proszę się wyspać i do kina.