Szacun dla Artystki! To z niebieskimi zawijaskami powiesilabym chetnie na swojej scianie!
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Wiosna weszła i wyszła, dzisiaj nawet wyległ na trawnik nieśmiały pan z kosiarką, ale zgubił coś chyba w pozimowej trawie i po skoszeniu dwóch pasów już tylko szukał, a nie brzęczał. Jestem z siebie niesamowicie dumna, bo zamiast iść spać, zaplanowałam dwie wycieczki, z czego jedną mikro, a drugą na całą sobotę i poszłam na zakupy i tak mi zeszło. Nie żebym coś kupiła. A mogłam przespać pół dnia z kotek Burszykiem, który jest lepszy niż Kaszpirowski, bo wystarczy, że popatrzy na mnie zielonym okiem i walnie się na glebę ze stania, a mi książka sama z rąk wypada.
Ale ja nie o tym. Padało, a w czasie deszczu nawet nie tyle dzieci się nudzą, tylko jęczą, marudzą i chcą się bawić tylko z interaktywną zabawką o nazwie kodowej M.A.M.A. Dzięki fantastycznej cioci Hance, która zaopatrzyła Maja w całą torbę wszelkich dóbr, dostałam chwilę na herbatę, kiedy latorośl malowała farbami. Wprawdzie to były farby do malowania palcami, ale musiałam pożegnać się z dwoma pędzelkami do makijażu (krótki żal, i tak mi nie wychodzi). Za to mam kilka dzieł, jedno przedstawia wsistkie kojoji, mamusiu, a drugie - moim zdaniem - wygląda jak katapulta z brokuła.