oduczam się nawiasów, nawiasy są nerdy, w 90% przypadków zamiast wstawki w nawiasie przecinek - tu się dobrze sprawdzi przy zwłaszczy i dalej w akapicie
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Po każdej wizycie w galerii, zoo czy muzeum sprytni przedsiębiorcy przepuszczają rozgrzanego oglądaniem widza przez sklepik, w którym można kupić koszulkę z Mona Lisą, pluszowego lwa czy reprodukcję Ostatniej Wieczerzy.
"Wyjście" to beletryzowany dokument o street arcie, czyli dla jednych o wandalach, którzy paskudzą miejskie mury jakimiś bazgrołami, a dla drugich o nowej gałęzi nieokiełznanej sztuki miejskiej, za którą są skłonni wydawać grube pliki solidnej gotówki, mimo że w zamian dostaną odbitkę albo kawałek ściany. To historia Thierry'ego Guetty, kompulsywnego kamerzysty-amatora z Los Angeles, filmującego grafficiarzy podczas nocnych eskapad artystycznych, który pod wpływem ich towarzystwa, a zwłaszcza ikony światowego graffiti -- Banksy'ego, zaczyna sam tworzyć sztukę jako Mr Brainwash i - ku zdziwieniu wszystkich, w tym samego Banksy'ego, zaczyna dostawać za to niezłe pieniądze.
Uprzedzając pytania, dokument nie jest bardzo dokumentalny - a przez to nie nudny - z kilku powodów. Po pierwsze podobno stoi za nim Banksy, mimo że tak naprawdę nikt nie potwierdził, że zamaskowany człowiek o zmienionym głosie to rzeczywiście sam artysta. Po drugie, oglądając ten "dokument" miałam cały czas poczucie, że to kolejny - tym razem filmowy - projekt Banksy'ego, będący zaawansowaną kpiną z krytyka, widza i kupującego, którzy rzucają się na kawałek zadrukowanego papieru, płótna czy muru jak łakomczuch na świeże bułeczki. Po trzecie, spędziłam kilka godzin, weryfikując w internecie to, o czym mówił film, i - poza tym, że spędziłam ciekawie wieczór - dalej nie jestem przekonana o prawdziwości tego, co obejrzałam. Ale kupiłam DVD, wychodząc z pokazu przez sklepik.
[Tekst "Kino z artystą" do Magazynu Business&Beauty, lipiec 2011].