Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
1940. Żydowska rodzina Levinów żyje spokojnie w New Jersey - Herman sprzedaje ubezpieczenia i ma widoki na awans, Betty prowadzi dom i wychowuje dwóch synów, siostrzeniec Hermana, Alvin, to raczej taki niebieski ptak, a siostra Betty, Evelyn, opiekuje się matką z demencją i usilnie, choć z różnym skutkiem, szuka męża. I tu rzeczywistość odbiega nieco od tej znanej z naszego świata - do stołka prezydenckiego kandyduje popularny lotnik, Lindbergh, który - w przeciwieństwie do aktualnego prezydenta, Roosevelta, chce pozostać neutralny w konflikcie z Hitlerem, bo nie chce, żeby USA przystąpiło do wojny. I wygrywa, co oznacza, że nie dość, że los II wojny światowej zmienia się, to i sytuacja Żydów w Stanach niebezpiecznie dąży do tej znanej z nazistowskich Niemiec. Herman chodzi na wiece, wścieka się, wspiera przeciwników Lindbergha, ale nie robi nic, co doprowadza Betty - która rozsądnie chce uciec, jak większość znajomych, do Kanady - do szału i na próg rozwodu. Alvin wybiera walkę realną - zaciąga się do kanadyjskiego wojska, ale jego udział w wojnie szybko się kończy z powodu kalectwa na froncie. Evelyn poznaje kontrowersyjnego rabina, wyznawcę prawdopośrodkizmu, który uważa, że wspierając Lindbergha swoją radą, zadba o dobrostan współziomków (spoiler alert: nie).
Serial to ekranizacja książki Philipa Rotha pod tym samym tytułem. Nie czytałam książki, nie wiem, na ile przeniesienie na ekran jest wierne, ale serial mnie niespecjalnie wciągnął. Bardzo długie, rozwlekłe wprowadzenie, sporo wydarzeń historycznych działo się poza kadrem, więc trudno mi czasem było osądzić, na ile rzeczywistość serialowa odbiera od pobieżnie mi znanej amerykańskiej historii, do tego dość nagłe, otwarte zakończenie. Czytałam, że wydarzenia w serialu są paralelą do ponownych wyborów Trumpa w 2016, chociaż sam Roth się od aluzji w tę stronę odżegnywał. “Pan z Wysokiego Zamku” to to nie jest, ale jeśli lubicie seriale kostiumowe z lekką zakrętką alternatywną, to można.