Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Jak na noworoczny #4morons to zupełnie poważny i całkiem pozbawiony (nie)zamierzonej śmieszności film o tym, że eks-policjant, Luke, który coś tam odpokutowuje na ringu walk bez zasad, ląduje na bruku, a dodatkowo stoi nad nim rosyjska mafia i niedwuznacznie sugeruje, że jeśli z kimś się zaprzyjaźni, to mu każdego przyjaciela zabiją. I tak się snuje, od noclegowni do ulicy, aż wreszcie, kiedy już mu się zebrało na samobójstwo, spotyka zastraszoną 11-letnią dziewczynkę. Mei jest porwaną z Chin geniuszką, która ma doskonałą pamięć. Służy za komputer chińskiej mafii i aktualnie zna numer dostępu do sejfu z tajemnicą i grubą gotówką. Ponieważ szuka jej chińska mafia, rosyjska mafia i dodatkowo skorumpowana policja, Luke strzela, kopie, przebija tchawicę, ucieka pod prąd samochodem i z właściwą sobie skutecznością po kolei eliminuje przeciwników.
Rosjanie mówią z przyzwoitym akcentem, w zasadzie jedyny śmieszny moment jest wtedy, kiedy chiński don obraża się na Nowy Jork i wraca do domu.