Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
... bo w grudniu w tym roku, to prawie wcale.
[28.11.2020]
Zapewne przejdzie do historii moje pytanie, kiedy to - zastanawiając się, czy się zdrzemnąć po śniadaniu, czy jednak skorzystać ze słońca za oknem - zagadnęłam rodzinę, czy chce do ładnego lasu. Rodzina chciała. Las przy stawie Olszak w dolinie rzeki Cybiny zawiera niedawno oddaną ścieżkę przez bagna, ładną, ale nie za długą, więc kiedy dotarliśmy do przejścia do stawu Browarnego, rodzina dalej nie protestowała. Doszliśmy do pomostu, wymieniając złośliwostki na temat przepięknego osiedla z loftami w Starej Warzelni po drugiej stronie stawu, że absurdalne ceny, może i ładna okolica, ale psy dupami szczekają i koniec świata, kwaśne winogrona, te sprawy. Ale pięknie, niezaprzeczalnie. Wracając - chociaż można iść dalej wzdłuż stawu aż do uroczej huśtawki - wpadłam na przedni pomysł, żeby wrócić nieco dłuższą trasą, górą stawu Olszak. Tutaj rodzina już nie chciała bardzo, jak się potem okazało, zrobiliśmy prawie 5km (TŻ twierdzi, że ponad 6) i nawet widok Mauzoleum Mielochów i Nowego Zoo od zaplecza[1] jakoś nie poprawił im humorów. Mnie się podobało, bardzo. Żałowałam tylko, że nie wzięłam termosu z herbatą. Absolutnie wracam tam na wiosnę.
[1] - Zobacz, jakiś monumentalny budynek. Kościół?
- Ma na górze słonia, a nie krzyż. To Słoniarnia.
- Ale ja nie widzę słonia...