Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Stara panna (49 lat), właścicielka rasowego szkockiego teriera, odkrywa o poranku zmasakrowane zwłoki w parku. Powiadamia policję, niestety w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności zgłoszenie nie dostaje wystarczającego priorytetu, co wyjaśnia post factum narrator. Od ostatniego tomu zdążył: zostać sędzią, ożenić się i rozwieść oraz zostać zwierzchnikiem komisarza Palmu. Niestety, mimo że jest narratorem, nie ma żadnej blokady, żeby przedstawić się czytelnikom jako idiota pierwszej klasy. Śledztwo od początku zostaje zaszufladkowane jako “pijak zamordowany przez bandę zwyrodnialców”, a kierowana przez narratora ekipa policyjna zaczyna przeczesywać miasto w poszukiwaniu tzw. “szapoklaków”. Na szczęście komisarz Palmu czuwa i po początkowym zamieszaniu udaje się odkryć, że ofiarą jest niejaki Nordberg, filatelista i astrolog-amator, posiadacz lunety oraz - isn’t it ironic - zwycięzca loterii. Pieniądze z wygranej spadają jak z nieba, bo w kłopocie jest siostrzenica Nordberga, spodziewająca się pozamałżeńskiego potomstwa z jednym z chuliganów. Narrator szybko wyciąga wnioski, szkoda, że ponownie błędnie. Tylko dzięki dociekliwości Palmu i sprytowi Kokkiego udaje się wykryć, skąd tak naprawdę wzięła się kilkumilionowa wygrana Nordberga oraz komu zależało na jego śmierci.
Sporo lokalnego kolorytu - narzekanie na młodzież, zwłaszcza na mocno umalowane i dziwnie ubrane panny (pasiaste skarpetki! i spodnie mocno opięte na atrakcyjnych pośladkach), przegląd grup lokalnych obwiesiów oraz szemranych mieszkańców kamienicy, wreszcie krytyczne spojrzenie na ludzi bogatych, którzy niekoniecznie są wzorami etycznymi. Do wyjaśnienia sprawy przydaje się dokładne sprawdzenie toalety zamordowanego.
Się je: ziemniaki pod kołderką gotowanych śledzi, popijane słabym pilznerem (niespecjalnie mądrze przed wizytą w kostnicy), jajecznicę na boczku, rogaliki, ciastka. Jedzenie to rzecz święta i dlatego nie wolno nikomu w jedzeniu przeszkadzać.
Się pije: jaffę, wodę Vip, słaby pilzner.
Się przemyca autoaluzję: Pisarz ze starej gwardii, to chciałem powiedzieć. Nie, nie mówię o Waltarim. Akademik Waltari przykłada do stylu zbytecznie dużą wagę. Do językowej poprawności i tym podobnych kwestii.
Się bije: żonę, bo się prosi o lanie. Oraz wszelkie problemy w dorosłym życiu związane są tym, że dziecko nie było wystarczająco bite w dzieciństwie.
Inne tego autora.
#136