Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Marta Sapała - Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków

Reportaż z rocznego "odwyku" od kompulsywnych zakupów rzeczy, które nie są niezbędne - autorka z grupą osób zebranych na potrzeby akcji planuje przez 12 miesięcy kupować tylko to, bez czego nie da się żyć w rodzinie. Nie wszyscy wytrzymują cały rok, zasady uczestnictwa są też różne - od ascetycznych (pozyskiwanie darmowego jedzenia na progu przeterminowania, chodzenie w zniszczonej odzieży czy zbieranie dzikiego szczawiu w mieście) po dość zdroworozsądkowe (proste składniki pożywienia, tylko tyle, ile trzeba, wymiana ze znajomymi i zużywanie zapasów). W tle autorka wnikliwie opisuje mechanizmy zmuszające do zakupów - styl życia uzyskany z kolorowych gazet, kompensacja, pęd za nowością, wygodę, wszechobecna reklama czy wreszcie łatwość uzyskania czegoś (np. fastfood zamiast domowego obiadu).

Z jednej strony jest mi to idea bliska - sama kupuję za dużo, czasem zbyt chaotycznie, sporo wyrzucam lub nie używam; ograniczenie i namysł się przydaje. Z drugiej strony - ekstrema są mi obce, szukanie przez kilka tygodni misia na wymianę (żeby nie kupować), bo marzy o nim kilkulatek, wydaje mi się absurdem. Pomijając jednak epizody, które mnie podczas czytania żenowały (jak miś, dziurawa odzież, siedzenie w kawiarni bez zamawiania lub korzystanie z zaproszeń znajomych), to ważny przyczynek do codziennej uważności nad tym, co istotne.

#8

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 30, 2016

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2016, panie, reportaz - Komentarzy: 8

« Kate Atkinson - O świcie wzięłam psa i poszłam - Małgorzata Halber - Najgorszy człowiek na świecie »

Komentarze

Iza

Korzystanie z zaproszeń znajomych - tego chyba nie łapię w kontekście minimalizmu,, bo w końcu ktoś kupuje i zużyte zostaje, a o to chodzi, żeby nie kupować i nie zużywać. To oszczędność, a nie minimalizm dla idei.
Za to straszne mam ostatnio wyrzuty sumienia, jak kubek po jogurcie wyrzucę do "zwykłego" kosza, zamiast do plastików (w kamienicy mam odbiór niesortowanych, ale makulaturę, butelki, itp. wynoszę do pojemników, jak się nazbiera. I te kubeczki po jogurtach mnie ostatnio męczą) i próbuję ogarnąć ekologiczne sprzątanie łazienki,
czyszczenie kuchenki itp. Bo z kosmetyków to już od jakiegoś czasu prócz tych do mycia i odżywek wszystko zastępuje olej kokosowy. Ciuchy rzadko kupuję, bo rzadko co mi się podoba ;) Taki minimalizm z przypadku.

Zuzanka

@Iza, bo taki "po znajomych" mininalizm niebezpiecznie blisko ociera się o żebranie i wyłudzanie. Był jakiś czas temu artykuł o człowieku, który nie wydaje pieniędzy - jest freeganinem, u kogoś korzysta z internetu (za który ten ktoś zapłacił), u kogoś innego się kąpie (korzystając z opłaconego mieszkania, energii, wody i produkując ścieki, za których odprowadzanie płaci znajomy), używa kupionych przez kogoś ubrań itp.

Iza

To chyba widziałam jako tego samego człowieka w jakimś telewizyjnym reportażu. I tu jest właśnie ta różnica - po pierwsze, żeby chodziło o troskę o środowisko, a nie o żebractwo. Po drugie, co innego wymiana niepotrzebnych ciuchów, książek, zabawek czy nawet bibelotów. Niekoniecznie wymienianie się bezpośrednie, ale że czasem coś się bierze, a czasem daje - a nie żeby tylko brać, bo jednak głupio. Jestem w stanie zrozumieć, jak dla idei - ale tak jak piszesz, żadnych ekstremów. Jednak zdobycze cywilizacyjne sobie cenię, a życie w ogóle bez pieniędzy ograniczałoby dostęp do szeroko pojętej kultury.

Zuzanka

@Iza, w kwestii kultury padło trochę celnych uwag - da się uczestniczyć w jakiejś (bo wiadomo, TEN koncert za 300+ zł odpada), wkładając wysiłek w szukanie darmowych koncertów, wymianę książek i DVD ze znajomymi, korzystając z bibliotek czy korzystając z tego, że instytucje typu muzea mają dni darmowe.

JoP

@freeganin - Ten koleś, co to owszem, sam nie zarabia i nie wydaje, korzysta z mieszkań, prądu, pralek, za które zapłacili inni, ale jego żona od państwa niemieckiego zasiłki jakoś chętnie pobiera?

Iza

No właśnie, że z kulturą dla mnie to nie całkiem jednoznaczne. Jakiejś, czyli niekoniecznie każdej, na którą się akurat ma ochotę (no chociaż na wszystkie filmy i koncerty nikogo nie stać ani doby nie wystarczy, ale żeby od razu wykluczać wszystkie rzeczy, którą nie są w legalnym wtórnym, darmowym obiegu i w najbliższym czasie niekoniecznie będą...). No i nie dawać w ogóle zarabiać ulubionym twórcom też żal. Ja bym właśnie wolała, żeby konsumpcja - jak już pewnie istnieć będzie zawsze, bo ludzie chcą mieć coś nowego i muszą mieć jakieś zajęcie - przeniosła się częściowo właśnie ze zbędnych przedmiotów do wytworów symbolicznych, doświadczeń, utworów i usług.

Iza

Aczkolwiek darmowe dni w muzeach sobie chwalę, żeby nie było, że nie doceniam :)

Zuzanka

@JoP, mam wrażenie, że właśnie ten. Pamiętam ten dysonans między "jestem eko, nie zostawiam odcisku węglowego, żyję powietrzem" i "partnerka i dzieci są utrzymywane przez rząd hojną ręką".

Skomentuj