Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Jedna z XIX-wiecznych przodkiń Joanny została wydziedziczona za ucieczkę z fatygantem, przez co bardzo obfity spadek został formalnie przeznaczony dla jej (licznych) dzieci po śmierci wydziedziczonej. Problem w tym, że dama dożyła aż do 1954 roku, przeżywszy strażników skarby oraz dwie wojny i drastyczną zmianę ustrojową. Dokumenty spadkowe wraz z dokładnym opisem przechowywanego gdzieś skarbu znalazły się przypadkiem w piwnicy pewnego badylarza, zapoczątkowując poszukiwania skarbu, prowadzone w zbożnym celu przez kustosza lokalnego muzeum oraz - już bardziej egoistycznie - przez cwaniaka z zagranicy, niejakiego Capustę. Chaotyczna rodzina Joanny została wplątana w sprawę, gdy znaleziono blisko jednej z rodzinnych wsi zwłoki, a w kieszeni przyodziewy zwłok - kartkę z adresami Teresy, Lucyny i matki Joanny. Jak się łatwo domyślić z tytułu, skarb jest w jednej ze studni na rodzinnej posesji, pół książki zajmuje odkopanie go, drugie pół - poszukiwanie po brawurowej kradzieży Capusty.
Ta historia jest mniej chaotyczna niż “Boczne drogi”, bardziej przygodowa niż typowo humorystyczna. W drugiej części akcja przenosi się do Paryża, gdzie młody kustosz z Teresą, jako jedyni posiadający paszporty, udają się w poszukiwaniu Capusty, wygrywają - fuksem, jak zaplanowała Joanna - na wyścigach, a po dramatycznym finale w cyrku wracają z pewnymi zdobyczami, uzyskanymi za pomocą wygranych walorów. Mniej jest zabawnych w założeniu dialogów, które przy kolejnym czytaniu jednak nużą, a nie bawią.
Inne tej autorki, inne z tej serii.
#34