Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Zachęcona zachwytami, doznałam srogiego rozczarowania. Frank Underwood (świetny demoniczny Kevin Spacey), kongresmen, który - rozczarowany tym, że nie dostał prominentnego stanowiska w Białym Domu - za pomocą subtelnych machinacji zaczyna przestawiać pionki na szachownicy (chociaż może trzymając się tytułu, karty w talii), żeby dostać stanowisko, które chciał. W rozgrywkę wciąga swoją żonę Claire (niesamowita, dojrzała jak wino, z pokerową twarzą, Robin Wright) i młodziutką dziennikarkę Zoe. Chociaż niektóre posunięcia Franka wydają się niejasne, kongresmen wyjaśnia je prosto do kamery, opowiadając o chciwości, zyskiwaniu sojuszników, graniu na czułych strunach i mechanizmach rządzących prasą i opinią publiczną. Dodatkowo kamera pokazuje ciekawe, ładnie oświetlone wnętrza i szerokie pejzaże; widać, że po sukcesie Breaking Bad lekcja pięknego pokazywania świata, bez względu na to, jak bardzo jest brudny, nie została zapomniana.
Czemu więc rozczarowanie? Polityka. Temat mnie nudzi i nuży, nie interesują mnie zaplątani w polityczne intrygi ludzie na tyle, że każdy kolejny odcinek oglądałam nie z ciekawości, a z przyzwyczajenia, bo chciałam zobaczyć, czym mnie zaskoczą scenarzyści. W przypadku "Damages", którego wprawdzie również nie polubiłam, ale bardzo podobał mi się sposób prowadzenia akcji z kolejnymi odsłonami prawdy, tak tutaj pierwszy sezon nie zaskoczył. Nie polubiłam się z żadnym z bohaterów, a już zwłaszcza z Frankiem.
U Ewoka można znaleźć bardziej entuzjastyczną recenzję.