Richard Gere chciał sobie zrobić Hitchcocka, ale niespecjalnie wyszło. Do terapeuty (Gere) przychodzi śliczne acz straumatyzowane blond dziewczę (Uma Thurman) i opowiada mu o swoich przerażających snach i o kiepskim dzieciństwie, którego sny i ogólny brak komfortu psychicznego są wynikiem. Terapeuta leczy, po czym przypadkiem wpada na siostrę pacjentki, również śliczną blondynkę (tym razem Basinger), w której się nagle zakochuje, mimo że tamta ma problem alkoholowy i męża-mafiozo (fantastycznie ogolony i opalony Eric Roberts). I kiedy piękna Heather zostaje aresztowana pod zarzutem stuknięcia męża czymś ciężkim w głowę, terapeuta znajduje kolegów, którzy ją bronią. I wychodzi cała na biało, bez wyroku, tylko na krótką obserwację w zakładzie zamkniętym. Po czym okazuje się, że nie wszystko jest tak, jak się terapeucie wydawało.
Może i parę lat temu to był niezły film, ale jednak twisty w nim są tak widoczne, że równie dobrze mogłyby być oznaczone czerwoną strzałką: nagle pojawiająca się siostra, zainteresowana terapią drugiej siostry, problematyczne małżeństwo i nagłe uczucie do terapeuty, upodabnianie się jednej siostry do drugiej, a na samym końcu melodramatyczna scena w deszczu w rozpadającej się latarence morskiej.
(A w sieci znalazłam cenzurę w akcji: Mglista intryga toczy się wokół psychiatry kreowanego przez Richarda Geera , który zako*censored*e sie w siostrze jednej ze swych pacjentek. )