muszę tę scenę obejrzeć!!
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Jak na Wachowskich fabuła jest całkiem niezła, jak na Tykwera - słaba jak herbata z już raz zaparzonej torebki. Sześć historii, skrzętnie obsadzonych tymi sami bohaterami bądź ich duchowymi krewnymi. XIX wiek, początek XX, lata 70. i rok 2013 oraz dwie historie osadzone w przyszłości raczej dalszej. Jakkolwiek montaż historii i wprowadzanie kolejnych jest zrealizowane bardzo sprawnie, tak po godzinie znudziła mnie zabawa w rozpoznawanie poszczególnych aktorów w historiach. Od czasów wczesnego Star Treka mam też awersję do modyfikowania ludzkich twarzy za pomocą gumowej charakteryzacji; niestety był to dla twórców jedyny sposób, żeby z Hanksa zrobić staruszka, a z młodego Europejczyka Azjatę.
Nie umiem docenić walorów tego filmu - był za długi, poszczególne historie potraktowane linearnie były dość płaskie, a na zachwyt tylko ładnymi obrazkami chyba jestem za stara. Związki pomiędzy historiami są naprawdę pretekstowe - w latach 70. dziennikarka trafia na nagranie kompozycji autora z lat 30. bądź w Dalekiej Przyszłości pojawia się czczona w Dalszej Przyszłości bogini. W zasadzie warto obejrzeć dla sceny, kiedy przyłapany in flagranti mężczyzna zasłania przyrodzenie kotem. Żywym. Nie próbujcie tego w domu.