Więcej o
Oglądam
Ponad 40-letni, właśnie rozwiedziony, John Nolan (Fillion) jest świadkiem napadu na bank i to zmienia jego postrzeganie świata. Z kontraktora budowlanego przekwalifikowuje się na policjanta, przejeżdża pół kraju i rozpoczyna pracę w LAPD. Jest najniższy w hierarchii, a dodatkowo na każdym kroku jest wyśmiewany i zniechęcany ze względu na wiek. Ponieważ jest to jednak Sztandarowy Ulubiony Bohater Pozytywny, wystarczy podejście can-do i zniewalający uśmiech, udaje mu się przezwyciężać kolejne kryzysy i przez 6 sezonów robi w policji nie lada karierę. Oczywiście sam Nolan nie robi serialu, jego siłą jest sympatyczna grupa różnorodnych bohaterów z wydziału Mid-Wilshire w Los Angeles i zaprzyjaźnionych z nimi osób. Na początku są trzy pary świeżaków - Lucy Chen, Nolan i Jackson, potem dołączają kolejni, ale oprócz setek akcji, aresztowań, czasem zabawnych sytuacji z ulic miasta, pojawia się wiele dłuższych wątków: walka z lokalnym szefem mafii narkotykowej, strzelaniny między gangami, dyrygująca światem zza krat zła superłotrzyca, na której usługach może być każdy, skorumpowani czy rasistowscy gliniarze, akcje undercover oraz nawet black-ops za granicą.
Jakkolwiek serial świetnie się ogląda mimo zdarzającego się niezbilansowana między często komediowymi scenkami a realnym dramatem, tak chyba przy każdej próbie wyjścia ze schematu “jedziemy na patrol, co się nam przydarzy” pojawiają się sytuacje idiotyczne i sztuczne. Na każde wezwanie odpowiada sztandarowa grupa naszych znajomych, w prawie każdym odcinku są strzelaniny, kończące się rozwaleniem pół miasta pościgi samochodowe, do byle pierdoły jest wzywane wsparcie z powietrza. Sponsorem jest firma produkująca dla policji body cams i tasery, co odbija się brzydkim marketingowym smrodkiem, z licznymi przemówieniami, jak to kamery poprawiają jakość i komfort pracy w policji, a tylko źli wyłączają kamery i jest to dowód. To w ogóle bolączka tej produkcji - obraz policji jest raczej aspiracyjny niż prawdziwy, sławetna różnorodność oznacza, że niebiali, kobiety i osoby LGBT+ muszą znacznie bardziej się starać, żeby dopasować na maczystowskiej białej kultury. Dumnie prezentowane procedury na wypadek zastrzelenia podejrzanego, korupcji czy czynności nielegalnych przewrotnie pokazują, jak łatwo je obejść i jakkolwiek serial stara się wybielać i idealizować, gloryfikując policję, tak mógłby służyć jako prezentacja “Co jest nie jak z USA”. Oczywiście mam syndrom sztokholmski, nie mogę się doczekać kolejnego sezonu.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 1, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Na luksusowy stateczek wsiada grupa ludzi - pretensjonalny, wszystkowiedzący foodie z dziewczyną, Margot, starsze, bogate i znudzone małżeństwo, zamożni młodzi gniewni z korporacji, zapomniany aktor z asystentką/kochanką i krytyczka kulinarna z asystentem wazeliniarzem. Wszyscy udają się na odciętą od świata wyspę, gdzie restaurację ma słynny szef kuchni Slovik, fine exclusive dining experience. Margot jest jakby nie na miejscu, zdziwiona wszystkim, co widzi. W restauracji okazuje się, że nie do końca chodzi o jedzenie, bo każdy z obecnych chce coś uzyskać - starsze małżeństwo głównie rozgrywa dawne pretensje w luksusowych okolicznościach, nie zwracając uwagi na jedzenie, foodie ukradkiem fotografuje i zdradza sekrety przygotowania dań, krytyczka kręci nosem, a korporacyjni ślizgacze chcą celebrować swój sukces. Wtem pierwsze nagłe klaśnięcie i kolacja zaczyna iść w stronę zupełnie niespodziewaną.
Drugim typem filmów (po tych z metaforą), których oglądanie sprawia mi pewien dyskomfort, jest groteska. I niestety, idąc po filmach podobnych do “The Banshees”, trafiłam na ten[1]. I z jednej strony to naprawdę sprawnie skręcony film, świetni aktorzy, estetycznie bardzo dopracowany, ale fabuła delikatnie mówiąc jest dilerska. Nie ma zachowania żadnej racjonalności czy logiki, wykwintna kolacja z emulsjami, dymiącymi wywarami, zdekonstruowanym tym i owym zamienia się w pokaz siły i władzy, co przechodzi w gore, gdzie trup pada gęsto i w sposób dość obrazowy. Czasem zwroty akcji są bez żadnego powodu, ludzie poddani presji tracą jakiekolwiek odruchy obronne, a już finał spowodował tylko przewracanie oczami. Fmrs Fybivx avranjvqmv rfgnoyvfuzragh, xgóel fcenjvł, żr fmghxn xhyvanean gb ebmeljxn mnzbżalpu cebsnaój, jvęp mncebfvł jfmlfgxvpu, żrol vpu elghnyavr mnovć cb xbynpwv. N żr Znetbg qbfgnłn fvę an jlfcę cemlcnqxvrz, ebov wrw mjlxłrtb purrfrohetren v chfmpmn jbyab, cbmbfgnyv cemlwzhwą fjów ybf m cbxbeą, ob vpu żlpvr grż olłb qb xvgh. Jakbym miała podsumować, to rozwinięcie kiepskiego dowcipu, więc niekoniecznie.
[1] Eloy, zdziwiony: Ale co te filmy mają wspólnego? (scena z odcinaniem palca) Aaa, say no more.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 28, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Nie uznaję się za znawczynię kina, jest pewna grupa filmów, które lubię i dobrze mi się je ogląda, natomiast jest też druga grupa i są to filmy, gdzie jest baczność, metafora, spocznij. I tu mam takie podejście, że jeśli film się sam w sobie nie broni i wymaga tony didaskaliów, żeby W Pełni Docenić Dzieło, to coś poszło nie tak.
1923. Na maleńkiej irlandzkiej wyspie mieszka Pádraic, prosty, naiwny ale sympatyczny farmer, przyjaźni się z Colmem, starszym muzykiem. Tyle że pewnego dnia Colm nagle już nie chce się z nim przyjaźnić, unika go, tłumaczy, że szkoda mu czasu, bo Pádraic nic nie wnosi do życia Colma. Chce pisać muzykę, która będzie jego dziedzictwem, a wysłuchiwanie nudnego gadania o osłach to strata czasu. Pádraic nie umie sobie z tym poradzić, żali się wszystkim - oczytanej siostrze, zasadniczemu księdzu czy nieco ograniczonemu Dominicowi, synowi lokalnego policjanta, przemocowego pijaka. Zirytowany Colm stawia ultimatum - jeśli Pádraic nie przestanie do niego mówić, zacznie sobie obcinać po kolei palce. Czy wpłynie to na jego cenną umiejętność grania na skrzypcach? Być może.
I jak film jest sam w sobie ciekawy, taki refleksyjny snuj o tym, że ludzie mają różne potrzeby i nie zawsze są to potrzeby zbieżne z potrzebami innych (Pádraic i Colm, Siobhan i Pádraic, Siobhan i Dominic), co może mieć katastrofalne a niekoniecznie oczywiste konsekwencje, to ma drugą, niespecjalnie przepuszczalną warstwę. To metafora Irlandii tamtego okresu, kiedy po wygranej wojnie z Anglią, nastąpił wewnętrzny rozłam w kwestii, co dalej - sojusz z Wielką Brytanią i częściowa zależność, czy wręcz przeciwnie. Brat przeciwko bratu, eskapizm w muzykę, mili Irlandczycy muszą przestać być mili, kościół i policja, a w roli wisienki na czubku banshee przepowiadająca śmierć. Chciałam obejrzeć, bo podobał mi się poprzedni film tego duetu aktorów, imponująca też była liczba nominacji do nagród, ale jeśli w nieco odjechany sposób chodziło o pokazanie kawałka irlandzkiej historii, to jednak niekoniecznie. Wrzucam do kategorii filmów roboczo nazywanej przeze mnie “Taniec ulotnych marzeń”, gdzie przez cały film działy się rzeczy, a w finale wtem wszyscy zatańczyli i pojawiły się napisy końcowe bez żadnego podsumowania czy rozwiązania intrygi. Tu taka druga warstwa podważa w ogóle sensowność szukania sensu w postępowaniu bohaterów, nie dowiemy się, czemu Siobhan wyjechała, co tak naprawdę spowodowało, że Colm zdecydował się nagle odciąć od Pádraica czy czemu ten ostatni z tak maniakalnym uporem nachodził Colma mimo eskalacji przemocy.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 26, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Słyszałam, że kontynuacja “Teściów” jest słaba i mile się zaskoczyłam, bo nie jest, a nawet powiedziałabym, że zabawniejsza niż pierwsza część. Młodzi - Łukasz i Weronika - podejmują kolejną próbę wzięcia ślubu, tym razem w pięknych okolicznościach przyrody na plaży[1], więc obie rodziny - Gosia, matka Łukasza z młodym kochankiem i fertyczną babcią oraz rodzice Weroniki, Wandeczka i Tadeusz - pojawiają się w hotelu. W luksusowych okolicznościach wychodzą z bohaterów różne deficyty - Gosia, profesor z habilitacją, bardzo woke i bywała w świecie, wcale nie jest szczęśliwa i bardzo przejęta zachowaniem pozorów, a jej egalitarystyczne podejście do personelu z czasem się wymydla. Po wygraniu scenariusza “parweniusze na wakacjach” Wanda odkrywa, że czuje się jeszcze całkiem młoda i atrakcyjna, chciałabym “pożyć”, niestety jej mąż już całkiem zdziadział. Zabawnie rozgrywane są kontrasty, dużo krzywego zwierciadła, a finalnie jedyną wygraną jest babcia, która wyrywa sobie przystojnego Niemca. W przeciwieństwie do pierwszej części, nie ma tu tego suspensu, czemu młodzi nie wzięli ślubu, jest tylko zderzenie klas. Owszem, bywa krindżowo, a czasem humor nie jest specjalnie wyrafinowany, ale jak na polską komedię - całkiem całkiem.
[1] Geopolityka filmu, owszem, woła o litość. Z Warszawy samolotem wielka wyprawa, po czym dolatuje się aż nad polskie morze, gdzie w hotelu typu all-inclusive większość obsługi jest etnicznie niebiała. Rozumiem potrzebuję gagów pt. pierwszy lot samolotem, pierwszy raz w resorcie, pierwszy kontakt z osobami o innym kolorze skóry, ale to zgrzyta.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 1, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 3
Młodzież zażyczyła sobie obejrzeć, bo - jak wiadomo - ten film to źródło licznych memów oraz jest postrzegany jako świetna komedia. Z tym zderzyłam się już lata temu, nie, to nie jest komedia w powszechnym rozumieniu, to groteska maskująca kilka dramatycznych zjawisk. W kwestii odbioru przez młodzież - zdecydowanie lepiej niż “Nic śmiesznego”, które okazało się zwyczajnie płytkie i wulgarne, nie rekompensując tych kilku gagów, które zostały w memosferze (“na horyzoncie ukazał się las” czy “ja tu na deszczu, wilki jakieś…”). Dostałam też po nosie, bo usłyszałam, że jestem crossoverem między matką, co wciska czekoladowe brioszki i ojcem, nachalnie tłumaczącym oczywistości.
Początek lat 2000. Adam Miauczyński ukończył polonistykę z wyróżnieniem, ale zamiast kontynuować pracę naukową, zatrudnił się w szkole, gdzie szybko doznał niejakiego rozczarowania, bo ani szacunku, ani zainteresowania sztuką wysoką, ani odpowiedniej pensji. Małżeństwo się rozpadło, syn okazał się niekoniecznie tak rzutki i inteligentny, jakiego ojciec chciał. Aktualnie mieszka w smutnym mieszkanku w blokowisku, każdy dzień składa się z tych samych, powtarzalnych sytuacji; próby pracy czy tworzenia poezji przerywa mu dźwięk wiertarki czy kosiarki, głośna muzyka, stukanie i inne hałasy; matka go nie słucha, bagatelizując jego problemy; była żona go nienawidzi; nawet marzenia o pierwszej miłości nie dają mu eskapistycznej ulgi. Zdaje sobie sprawę z tego, że ten stan nie jest normalny, ale ma mocno ograniczone możliwości dostępu do sensownego leczenia.
Mnie ten film smuci i przeraża mimo przejaskrawienia i groteskowego entourage’u. Widzę człowieka chorego psychicznie, niezdolnego do wyjścia z pętli natręctw, reagującego skrajną agresją na każdą rzecz, która wytrąca go z równowagi, a wytrąca go w zasadzie wszystko. Zdecydowanie mnie nie śmieszy, głównie odczuwam zażenowanie. Oraz kiedy słyszę dźwięki kosiarki za oknem, zdecydowanie się identyfikuję (“powiedz, że jesteś stara bez mówienia, że jesteś stara”).
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 26, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Prowincjonalne angielskie miasteczko, nastoletni Adrian opisuje swoje życie w pamiętniku. Miłość do koleżanki z klasy, Pandory, z którą wprawdzie uprawia “intensywny petting”, ale nie zaczyna jeszcze życia erotycznego, wprawia go w stan frustracji. Proza życia - matka wyprowadziła się i mieszka z sąsiadem,
ojciec jest na zasiłku, a do tego do domu wprowadziła się jego kochanka z synem - irytuje go i smuci, zwłaszcza że wszyscy traktują go jak piąte koło u wozu. W szkole też nie jest lepiej, bo nikt nie docenia jego poezji i intelektualnych wywodów. Dookoła bujne czasy Margaret Thatcher - kryzys, wojna na Falklandach (przypadek?), ślady zimnej wojny, ślub Diany i Karola (“jaki ten Andrew przystojny”), kulejąca opieka zdrowotna.
Kiedy pierwszy raz oglądałam te seriale (drugi to “Growing Pains”) w latach 80. rozumiałam niewiele z otoczki społecznej - mundurki szkolne i afera ze skarpetkami, spóźniający się czek z zasiłkiem, problem z pakistańską rodziną w “dobrej” dzielnicy. Skupiałam się na tym, że Adrian skrupulatnie rysuje wykres długości swojego przyrodzenia i nie może się dogadać ze swoją zasadniczą dziewczyną Pandorą, a do tego zupełnie nie rozumie, co się dzieje dookoła niego; poza tym w Polsce też wtedy wszyscy palili. Znacznie mniej docierało do mnie, jak patologiczną jest rodzina państwa Mole’ów, z rozchodzącymi i zdradzającymi się rodzicami, toksyczną babcią, parentyfikacją i zaniedbaniem, a Adrian pod pozorami pretensjonalności zwyczajnie potrzebuje kogoś, kto go pokocha i się nim zajmie (np. piorąc mu te skarpetki).
Czytałam chyba wszystkie książki Sue Townsend, które wyszły w Polsce, ale nie do końca rozumiałam, skąd się jej ogląd świata wziął. Trochę światła rzuca film wspomnieniowy o autorce - jej robotniczych korzeniach, sympatiach i animozjach czy wreszcie postępującej chorobie, mimo której usiłowała ciągle pisać.
Inne tej autorki.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 10, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 3