Więcej o
Fotografia+
Ależ oczywiście, że nie będzie przepisów kulinarnych, bo dynię to ja bym najchętniej opanierowała, podsmażyła i zapiekła z jakimś pikantnym serem i boczkiem, a nie powinnam. Utknęłam wczoraj podczas spaceru w maleńkim, umieszczonym w suterenie willi, sklepiku spożywczo-przemysłowym, bo zwabiły mnie śliwki, z których miałam wczoraj zrobić placek ze śliwkami, ale mi nie wyszło z przyczyn niezależnych. I wtedy zauważyłam dwie skrzynki z dyniami - jedną z małymi, wyglądającymi jak kostropate gruszki, drugą z wielkimi w kształcie żołędzi w pomarańczowo-zielone paski. Dałam się odciągnąć mimo wielkiej chęci zabrania ze sobą wszystkich do domu i porozstawiania ich w strategicznych miejscach. Przyniosłam tylko dwie:
Niestety, cierpię na brak miejsca do robienia zdjęć. W domu jest ciemnawo - nawet tam, gdzie pada niezłe światło, brakuje miejsca, w którym da się robić przyzwoite zdjęcia. Kuchnia miałaby potencjał, ale jedno okno zaczyna się prawie 1,5 metra od podłogi, drugie wprawdzie przyzwoicie, ale ma wąski parapet i współdzielę je z kotami. Ma to zalety, ale wolałabym coś szerszego, z lepszym światłem (bo kuchenne światło zaczyna się po po południu, czytaj: jesienią w zasadzie się nie zaczyna) i możliwością robienia zdjęć ze światłem. Ale to chyba w nowym domu. Kiedyś. Na razie pozostaje mi zazdrościć takich zdjęć.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 1, 2009
Link permanentny -
Kategoria:
Fotografia+
- Skomentuj
W Suchym Lesie nie ma automatów gazetowych. Są za to antyczne wiejskie skrzynki na skrzyżowaniach, ułatwiające pracę listonoszom. Odmalowane, z nowymi kłódkami, ale antyczne.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 28, 2009
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 2
W takim pewnym uproszczeniu. Bo mimo wielkiego zamiłowania do pikników jest to zamiłowanie czysto platoniczne - nie udało mi się wziąć udziału w jakimkolwiek pikniku, nie wspominając o tym, żeby taki sobie zorganizować (a kosz piknikowy jak raz mam, bywał nawet używany, ale nie stricte w sensie koc na trawie). W kwestii śniadań więc nieustająco numerem jeden jest Ptasie Radio, gdzie śniadanie można zjeść do 23 i do tego mają wygodne kanapy, na których można na czas posiłku zdeponować śpiące potomstwo. Odkryłam dzisiaj nową pozycję w menu śniadaniowym - deskę serów, wędlin i warzyw z pieczywem i gotowanym jajkiem, czym jestem absolutnie zachwycona. Poza tym wypiłam pierwszą latte od chyba trzech miesięcy, więc.
Na Sołaczu wysyp nowożeńców odbywających trzeci najważniejszy (po ślubie i nocy poślubnej) rytuał - sesję fotograficzną (dziś trzy pary krążyły po parku). Po części mnie to cieszy, bo lepiej mieć serię zdjęć w pięknych okolicznościach przyrody niż na tle kartonowego pleneru w studiu fotografa, po części - zazdroszczę, bo sama nie mam takiej (nie było jej na liście top10 rzeczy, które były wtedy ważne), a po części śmieszy mnie do wypęku. Z ławki obok podziwiałam zaangażowanie fotografki, która ustawiała parę, sugerując, że teraz ręce razem, patrzcie z dumą, na to, co zrobiliście, a teraz zrobimy zdjęcie, jak się ze sobą zabawiacie, teraz ty siadasz, a ona się kładzie, ale tak delikatnie, a nie tak się rozwala, jak na łóżku. Innej parze fotograf zasugerował, żeby ona usiadła, a on położył jej ręce na ramiona, na co on zaczął ją dusić. Ona z niezmąconym spokojem stwierdziła, że "Tak, wiem, że masz na to ochotę", co niezrażony fotograf skomentował: "E, na pewno nie, może przez chwilę mu to przeszło przez myśl, ale każdy ma takie pomysły". Tak czy tak - zieleń uspokaja.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 27, 2009
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
solacz
- Komentarzy: 6
... uparcie wchodzę w ślepe ulice? Inna rzecz, że czasem w takich uliczkach jest po prostu ładnie.
EDIT Zaiste, uliczka nazywa się Wiosenna, jest krótka - kilka domów, ale ma dużo urokliwych detali:
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 26, 2009
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 4
Na razie żyję z dnia na dzień. Z jednej strony to dobrze, bo każdy dzień to kolejny dzień Mai, podczas którego się rozwija, zmienia, rośnie i wdycha świat dookoła. Do niedawna, kiedy wiało, słyszałam w głowie, że wiatr dziewczętom podwiewał sukienki albo że So let it feel... Unreal. Teraz zwracam tylko uwagę, czy czapeczka zasłania małe uszka. Bez żalu.
Z drugiej strony - żyję w dwugodzinnych odstępach czasu - od karmienia do karmienia, co znacznie zawęża możliwości, jakie świat daje człowiekowi (zwłaszcza jesienią). Po uzyskaniu wolności od Babilonu mam duże ciśnienie na to, żeby nie rozmieniać się na drobne, ale jeszcze nie wymyśliłam waluty, w której mogłabym się zrealizować. Brakuje mi mobilności (tak, wiem, było robić prawo jazdy, jak człowiek miał wolne ręce) i stabilności. To drugie jest o tyle absurdalne, że właśnie tę quasi-stabilność mam - nie lubię, jak coś wykracza mi poza tę kruchą rutynę dnia, mimo że fajnie jest znaleźć się w mieście, zjeść śniadanie poza domem i zamienić kilka zdań z dorosłymi ludźmi. Muszę nauczyć się zmieścić z tym, co mam w głowie, w kawałkach czasu, które mam.
PS Ależ oczywiście, że to miauczenie małego kotka na płocie. Niestety, chwilowo nic lepszego nie mam.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 24, 2009
Link permanentny -
Kategoria:
Fotografia+
- Komentarzy: 6
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 20, 2009
Link permanentny -
Kategoria:
Fotografia+
- Komentarzy: 5
- Poziom: 3