Jaki kryminał o tangu? /me zainteresowana polskimi kryminałami i bardzo ostatnio rozczarowana "Al Capone w Warszawie".
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Chwilowo mam. Bo z żuczkiem na ręku ciężko się czyta z kartki, łatwiej z ekranu, więc w RSS-ach mam czysto, w przeciwieństwie do stosu rozpoczętych książek. Czytam na zmianę polski kryminał o tangu, opowiadania Gibsona, historię poszukiwania pingwina Miszy, a do tego niecierpliwie zerkam na urodzinowego Pratchetta.
Obiecałam sobie, że jednak skończę którąkolwiek z zaczętych, bo czas najwyższy wprowadzać w życie jakiś ład. Sromotnie się już poddałam, żeby dokończyć wszystkie zaczęte książki, leżące w domu, bo czasem się nie da - nie jestem w stanie czytać "Wstrząsającego dzieła kulejącego geniusza", bo za słaba jestem na czytanie o umieraniu. Nie mogę znaleźć prawie skończonej książki z felietonami Bakuły, bo gdzieś ją sprytnie schowałam. Przygody pana Hopkinsa mnie nużą, bo bardziej edukacyjne niż "Pan Samochodzik", a "Dwa lata wakacji" jednak się zestarzało i podśmiarduje mi okrutnie społeczeństwem klasowym i dziewiętnastowiecznymi podziałami (i/oraz nie daję złamanego faka w kwestii poznawania słownictwa żeglarskiego, a książka bogato okraszona jest przypisami, co to są sterburty, foki i inne klamoty). To tak dla wyjaśnienia, czemu tylko kryminały ostatnio.
Ale przynajmniej mogę wsadzać nos w post-urodzinowy bukiet za każdym razem, kiedy przechodzę. Chryzantemki i gerbery mają płatki pokryte aksamitem.