Miałam unikać łańcuszków, ale skoro zaproszenia dostałam z dwóch stron - od Mery [2019 - link nieaktywny], która jest Mantyśkowym człowiekiem i od AMG [2023 - link nieaktywny], która dzielnie gotuje zgodnie z South Beach, to się trochę złamałam. Krakowskim targiem notka jest tu, a nie na kyciach [2019 - link nieaktywny] czy w kuchni.
Z lubieniem jest tak, że lubienie jest sezonowe. Przy okazji powiększenia się składu osobowego mojej rodziny nagle pewne zwykłe rzeczy okazały się trudne do zrealizowania, przez co bardziej pożądane. Tutaj wybrałam taki żelazny zestaw, który lubię bez względu na zmiany. W kolejności alfabetycznej...
- Fotografia. To już ciut więcej niż lubienie. O fotografii nawet śnię. Widzę świat w formie kadru. Jestem głęboko nieszczęśliwa, kiedy nie mam ze sobą aparatu, a widzę coś, co zmiata mnie z nóg. Uwielbiam oglądać zdjęcia, podpatrywać sposób ujęcia, zaczęłam nawet zaglądać ludziom w EXIF-y. Miałam (i dalej mam) takie marzenie, żeby napisać książkę, ale w literaturze w przeciwieństwie do fotografii, mam wrażenie, że już wszystko zostało powiedziane lepiej niż ja bym to zrobiła. W fotografii może i wciskam straszny kicz, ale mam poczucie, że ten kicz jest fajny.
- Kończenie. Lubię stawiać kropkę na końcu ostatniego zdania. Wciskać przycisk "Wyślij". Mieć świadomość, że zamykam jakiś rozdział. Czytać ostatnie zdanie w książce. Wklejać ostatnie zdjęcie do albumu. Wiązać wstążeczkę. Patrzeć i widzieć, że jest skończone (oczywiście strasznie cierpię w trakcie i pomiędzy, zwłaszcza przy bardziej długotrwałych czynnościach).
- Koty. Lubię mruczenie, widok puszystego ryja wychylającego się skądś, ciężki ciepły kłębek futra leżący (kocie czarno-biały, powtarzam, leżący) na kolanach. Trochę mniej lubię wycie w środku nocy, budzące mnie gonitwy i odgłosy demolki. Na razie jeszcze bardziej na plus, więc nie wywieszę trzody na sznurku, przypinając klamerkami puszyste ogonki.
- Książki. Wiadomo. Czytam nawet napisy na opakowaniu pasty do zębów. Do tego mam fanaberyjną chęć, żeby książki stały ładnie ustawione i mieściły się na półkach. Na tym ostatnim polu sromotnie przegrywam.
- Ładne rzeczy. Ładność oczywiście leży w oku patrzącego. Nie muszą być od wielkich dizajnerskich nazwisk, mile widziane natomiast jest, żeby były nietypowe, unikalne, ciekawe kolorystycznie i dobrej jakości. Szczególnie lubię rzeczy w paski, wiadomo (bo na małej powierzchni można upchać dużo kolorów i nawet przy szerokim rozrzucie w palecie się nie gryzą).
- Podróże. Nie lubię wyjeżdżać, ale lubię być gdzie indziej. Jakby udało się zminimalizować moment przygotowania, pakowania i wychodzenia z domu, byłabym szczęśliwsza. Wyznaję zasadę, że punkty na wyjeździe liczą się podwójnie - zapachy, smaki, kolory są intensywniejsze i bardziej wartościowe, bo mam je na krótką chwilę, kiedy jestem TAM. Rzadko kiedy źle się czuję w innych miejscach, ale ja ogólnie dość dobrze się wszędzie czuję.
- Sen. Kiedyś byłam w tym świetna, niestety od połowy ciąży przestałam umieć przesypiać całe noce. Małe, a potem ciut większe, dziecko i bobrujące koty w tym bynajmniej nie pomagają. Dodatkowo przestałam umieć chodzić wcześnie spać. A szkoda. Pospałabym sobie.
- Sery. Dla mnie to korona stworzenia w kwestii kulinarnych wynalazków człowieka. Kruchy, ostry cheddar. Wędzony oscypek. Dojrzała holenderska gouda. Pomarańczowy mimolette. Świeży, jeszcze kruchy w środku brie. Do sera pasuje mnóstwo rzeczy - świeża bagietka, pasta z pigwy, chutney jabłkowy, orzechy, miód, suszone pomidory, owoce, oliwki. Jestem serożercą i się tego nie wstydzę.
- Śniadania. Tego mi chyba najbardziej (poza snem) brakuje podczas dnia z małym dzieckiem. Powolne, z dzbankiem dobrej herbaty, filiżanką kawy, szklanką soku, połową zawartości lodówki na stole, z croissantami, grzankami, twarożkiem, łososiem, dżemami, szczypiorkiem, rzodkiewką, majonezem, jajkiem na sposób dowolny, bazylią. Kiedy w pewnym momencie je się już nie z głodu, a z łakomstwa. I śniadania zwłaszcza lubię jadać poza domem, w małych kawiarenkach czy hotelach, gdzie stoi długi szwedzki stół, a na nim wszystko.
- Uczciwość. Lubię, jak ktoś mówi wprost, zamiast za plecami. Nie lubię tajemnic, gierek, aluzji, kopania po kostkach pod stołem i jednoczesnego uśmiechania się nad. Oczywiście, są sytuacje, że nie da się mieć pełnej jawności, ale ograniczam.
Zgodnie z zasadami, były ciekawe osoby, które mnie zaprosiły. Było 10 rzeczy, które lubię. Teraz najtrudniejsze, nominacje. Pomyślałam o kilku osobach, które cenię, za rzadko pisują (albo wcale, więc może by się wzięły i zmotywowały, hę?) i w których przypadku chciałabym usłyszeć, co lubią (w kolejności jak wyżej) [lista osób wycięta, albowiem nieaktualne linki].