Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

The Banshees of Inisherin

Nie uznaję się za znawczynię kina, jest pewna grupa filmów, które lubię i dobrze mi się je ogląda, natomiast jest też druga grupa i są to filmy, gdzie jest baczność, metafora, spocznij. I tu mam takie podejście, że jeśli film się sam w sobie nie broni i wymaga tony didaskaliów, żeby W Pełni Docenić Dzieło, to coś poszło nie tak.

1923. Na maleńkiej irlandzkiej wyspie mieszka Pádraic, prosty, naiwny ale sympatyczny farmer, przyjaźni się z Colmem, starszym muzykiem. Tyle że pewnego dnia Colm nagle już nie chce się z nim przyjaźnić, unika go, tłumaczy, że szkoda mu czasu, bo Pádraic nic nie wnosi do życia Colma. Chce pisać muzykę, która będzie jego dziedzictwem, a wysłuchiwanie nudnego gadania o osłach to strata czasu. Pádraic nie umie sobie z tym poradzić, żali się wszystkim - oczytanej siostrze, zasadniczemu księdzu czy nieco ograniczonemu Dominicowi, synowi lokalnego policjanta, przemocowego pijaka. Zirytowany Colm stawia ultimatum - jeśli Pádraic nie przestanie do niego mówić, zacznie sobie obcinać po kolei palce. Czy wpłynie to na jego cenną umiejętność grania na skrzypcach? Być może.

I jak film jest sam w sobie ciekawy, taki refleksyjny snuj o tym, że ludzie mają różne potrzeby i nie zawsze są to potrzeby zbieżne z potrzebami innych (Pádraic i Colm, Siobhan i Pádraic, Siobhan i Dominic), co może mieć katastrofalne a niekoniecznie oczywiste konsekwencje, to ma drugą, niespecjalnie przepuszczalną warstwę. To metafora Irlandii tamtego okresu, kiedy po wygranej wojnie z Anglią, nastąpił wewnętrzny rozłam w kwestii, co dalej - sojusz z Wielką Brytanią i częściowa zależność, czy wręcz przeciwnie. Brat przeciwko bratu, eskapizm w muzykę, mili Irlandczycy muszą przestać być mili, kościół i policja, a w roli wisienki na czubku banshee przepowiadająca śmierć. Chciałam obejrzeć, bo podobał mi się poprzedni film tego duetu aktorów, imponująca też była liczba nominacji do nagród, ale jeśli w nieco odjechany sposób chodziło o pokazanie kawałka irlandzkiej historii, to jednak niekoniecznie. Wrzucam do kategorii filmów roboczo nazywanej przeze mnie “Taniec ulotnych marzeń”, gdzie przez cały film działy się rzeczy, a w finale wtem wszyscy zatańczyli i pojawiły się napisy końcowe bez żadnego podsumowania czy rozwiązania intrygi. Tu taka druga warstwa podważa w ogóle sensowność szukania sensu w postępowaniu bohaterów, nie dowiemy się, czemu Siobhan wyjechała, co tak naprawdę spowodowało, że Colm zdecydował się nagle odciąć od Pádraica czy czemu ten ostatni z tak maniakalnym uporem nachodził Colma mimo eskalacji przemocy.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 26, 2024

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj

« Barbara Gordon - Błękitne szynszyle - The Menu »

Skomentuj