Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Gorąco popieram lokalny folklor, a pyra z gzikiem to jedna z moich ulubionych potraw, jakie przysposobiłam po przyjeździe do Poznania. Nie ma dwóch zdań - bistro Pyra Bar serwujące mnóstwo potraw z ziemniaka ze sztandarową pyrą wzbudziło mój entuzjazm, zwłaszcza że tanio (niebagatelna zaleta dla Poznaniaka), w centrum (na Strzeleckiej, rzut małym berecikiem od Kupca Poznańskiego) i mają wygodne kanapy, na których można się z nieletnią rozłożyć i, w trakcie podjadania pieczonego ziemniaka z sosem, nakarmić papką śliwkową. Zdjęć nie będzie, bo nie miałam aparatu.
Aparat mieli za to dwaj młodziankowie, których strasznie podochociło wejście emo-dzierlatek (dude, prawdziwe emo!). Emo-dzierlatki występowały w liczbie sztuk trzech, kładły się na siebie, myziały po rączkach i ogólnie stanowiły zapewne smaczny widok dla panów w plus minus komplementarnym wieku (nie ukrywam, że z TŻ-em pochichotaliśmy w kątku[1] i wróciliśmy do naszych ziemniaków). Panowie grzecznie zapytali, czy mogą dziewczętom strzelić fotkę. Dziewczęta zezwoliły, wykonały pewne przetasowania na kanapie, żeby lepiej się wyeksponować, młodziankowie fotki strzelili, po czym stwierdzili, że efekty sesji znajdą na demotywatory.pl.
[1] No jak można nie chichotać, jak emo-dziewczęta skończyły właśnie liceum, są minutę przed maturą, a chłopak jednej pił z dziewczynami z ASP i zaspał na coś tam. Po długiej dyskusji, czy warto być w takim związku, dziewczę oświadczyło z patosem: "A potem mi powiedział, że ja się za bardzo wszystkim przejmuję. I poczułam się jak gówno". Ciężko bym nastolatką, a zwłaszcza emo-nastolatką. To ja jeszcze sobie przemyślę, czy chcę, żeby moja córka była emo, czy co tam za 15 lat będzie kaczi i dżezi.