Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Ashes to Ashes

... and Dust to Dust. Nie lubię mieć za wysokich oczekiwań co lektury i filmów. Po doskonałym "Life on Mars" bardzo chciałam więcej, ale sequel już nie był taki dobry. Alex, psycholożka policyjna, która pomagała (avrmolg fxhgrpmavr) Samowi Tylerowi cb jlwśpvh mr ścvąpmxv v cbjebpvr qb jfcółpmrfabśpv, zostaje postrzelona i... tak, budzi się tym razem w 1981. Kiedy widzi Gene'a Hunta i jego wesołą gromadkę, wie, że prawdopodobnie wszystko dzieje się w jej głowie na kilka sekund przed śmiercią. Mimo że minęło kilka lat od pojawienia się na komisariacie Tylera, procedury policyjne niewiele się zmieniły, dalej jest to dziki i niecywilizowany Manchester. Alex szybko się zaprzyjaźnia, ale najbardziej ją interesuje śmiertelny wypadek rodziców, który miał miejsce właśnie w 1981. Wyższością Life on Mars było to, że Sam nie wiedział, co się z nim dzieje, mógł tylko zgadywać. Alex wie i jej zachowanie w niektórych sytuacjach pozbawia serial tej magii i niesamowitości. Smaczku dodają jej stosunki z Genem Huntem, który skrywa swoją sympatię do wysokich bezczelnych kobiet z duzym biustem.

Nie powiem, jak się kończy pierwszy sezon, ale zastosowano ten sam chwyt co w LoM. W planach drugi sezon AtA, a w piątek zaczęła się amerykańska wersja Life on Mars z Harveyem Keitelem w robi Gene'a Hunta. Mimo mojej słabości do idiotycznie uczesanego Sama, to jednak komisarz Hunt "robi" ten serial.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 12, 2008

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 4

« Koci front [Uwaga, suodkie] - Herbata Paris i gouda z Lidla »

Komentarze

Felinity

Dla Gene Hunta obejrzę, więc nie odrotowałam spoilerów. A korciło.

Zuzanka

Spoilery były do Life on Mars, bo to sequel i zakładają, że na samym początku widz już wie, co się stało. Ja nie mówię, że to zły serial, bo w warstwie społeczno-sztafażowej równie dobry co LoM, jedynie nie udało mi się Alex polubić na równi z Samem.

Felinity

OK, rozumiem teraz. Podzielę się opinią po obejrzeniu.

Stworek

Obejrzałam „Life on Mars” po tym, jak przeczytałam o nim u Ciebie, rzeczywiście bardzo dobry, oprócz samego pomysłu na- i świetnego wykonania, doskonała sceneria, (mniej lub bardziej zapuszczone ceglane budynki, mrrrr) i klasyczny motyw z przerażającą małą dziewczynką ;)
Na Ashes to Ashes jeszcze czekam i umilam sobie to czekanie podziwianiem Hugh Laurie w „Fortysomething”.

I znalazłam coś dla kociarzy :)
http://www.wrzuta.pl/audio/ej1WrQbudy/

Skomentuj