Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

12 lipca 2006

Znowu byłam niepełnosprytna. Po ostatnim Deszczu Spadających Orzechów pozbierałam skorupy już ostatniej czerwonej chińskiej miseczki (druga z kompletu - zostały jeszcze pałeczki - wyzionęła ducha już jakiś czas temu i wcale nie jestem pewna, czy to nie koty ją zabiły również), orzechy pozbierałam, włożyłam sprytnie do metalowej miseczki i błyskotliwie wróciły na parapet. Aż do dzisiejszej nocy, kiedy to znowu spadł deszcz, a na parapecie w kuchni zastałam kota czarnego, który patrzył z miną "Jak tu wskoczyłem, to one już były na dole".

Czy może ktoś mi objaśnić, po cholerę wszywają do sukienek, zwłaszcza letnich, cienkich i filigranowych, takie pętelki pod pachami? Nie dość, że co któryś raz usiłuję w toto włożyć rękę, to jeszcze mi co jakiś czas wyłazi na wierzch albo gryzie w środku. Wieszać też na tym nie ma sensu, ale może po prostu nie umiem.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 12, 2006

Link permanentny - Kategoria: Koty - Skomentuj


Kocia trauma

Najpierw mały konkurs: ile zapłacę za prąd zeżarty przez odkurzacz włączony przez jakieś 1-9 godzin? ;-) Dowiem się pewnie przy najbliższym rachunku. Zostawiony na środku kuchni odkurzacz (do sprzątnięcia kocich kłaków, które się mnożą w tempie niebywałym, chyba szybciej niż ameby) "sam się włączył". Po powrocie z pracy zastaliśmy wyjący odkurzacz i dwa płaskie koty odmiany przypodłogowej w kątach. Mam szczerą nadzieję, że włączyły go przed chwilą, a nie 10 minut po naszym wyjściu rano.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 11, 2006

Link permanentny - Kategoria: Koty - Skomentuj


Calvin & Hobbes

Spóźnili się wczoraj z fajerwerkami we wsi - miały być na przedwczorajsze urodziny TŻ, ale IM nie wyszło. Niestety, były na tyle krótko, że ledwo wyszliśmy na balkon, a koty zwiały z piskiem opon do garderoby, to już się skończyły. Fajnie mieć wieś, w której od czasu do czasu coś wybucha (może komuś wyleciał w powietrze podręczny składzik z materiałami pirotechnicznymi?).

Poczta Polska jest niezawodna. Niezawodnie coś zrobi zupełnie nie tak, jak powinna. Dostałam wczoraj awizo, wstępnie spodziewałam się, że może to być prezencik od Amazona (chociaż miałam niejakie wrażenie, że powinien był przyjść DHL-em), aczkolwiek oczywiście mogło to być Cokolwiek Innego. Poczta mnie wyjątkowo zaskoczyła - klimatyzacja i pusto przy okienkach. Poszukiwania paczki, wyjątkowo zaanonsowanej na awizie numerkiem i opisanej jako "duża", trwały 20 minut. Mimo moich nieśmiałych sugestii, że to może być solidnie duża paczka, pani uparcie ryła w kopertach A4. Wreszcie wyszła jednymi drzwiami, wróciła drugimi i z radością oznajmiła, że "Pani, przecież to jest worek!" i wręczyła mi (a konkretnie to TŻ-towi) plastikowy, pleciony wór, zawierający Complete Edition of Calvin & Hobbes. Kto chce mnie dotknąć? Niestety, paczuszka na razie spoczywa w samochodzie, bo nie za czytanie C&H mi tu płacą. Bawi mnie nieco w tej sytuacji dzielny Amazon, który na www podaje tracking paczki co do minuty. Oczywiście poza Polską, bo tutaj tracking się urywa (pani pocztowa nie zostawia śladów, co znakomicie ułatwia różne rzeczy, w tym znikanie przesyłek). Nieco, bo jak pomyślę, że mój piękny, 10-kilowy komiks mógłby powędrować w rączki pani pocztowej, to mi trochę zimno. Albo to efekt nadczynnej pracowej klimy.

No nie mogę się powstrzymać, C&H jest wydany prze-prze-przepięknie. Polskie cło wsadziło go w pleciony worek, Amazon - w karton, gruby papier i folię. W środku jest płócienno-kartonowe pudło, w którym są trzy oprawne w płótno i nibyskórę tomy. Każdy dodatkowo obłożony w papier. Niam.

Poniżej pierwowzór Hobbesa:

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 11, 2006

Link permanentny - Kategorie: Przydasie, Koty, Fotografia+ - Komentarzy: 3


10 lipca 2006

Chyba mnie coś przewiało w samochodzie. Czuję się tak, jakbym miała dwa razy więcej szyi.

Czy już mówiłam, że nienawidzę much i komarów? Much bardziej, bo nie dość, że mnie brzydzą, to jeszcze brzęczą. Latają nad głową, siadają na mnie, obijają się o szybę i wydają ten ohydny brzęk. Komarów się nie brzydzę, ale mnie swędzi, jak mnie pogryzą i się drapię. Przypominają mi, skubańcy, małe samolociki z kamikadzem, wziiiiium, kłuj, a potem na dwoje babka wróżyła - albo *plask* i krwawa plama, albo leci dalej, kłuć następną niewinną osobę, która pół nocy spędzi na drapaniu pogryzionej kostki, bo przecież nie da rady latem siedzieć całą noc pod kołdrą, żeby wystawały tylko uszy.

Czym zajmują się w wolnych chwilach młodzi informatycy? Przeglądają googla pod kątem tego, co to jest "przyżeganie" i "kłykciny kończyste", bogato komentując i zastanawiając się ("o, fuck"), czy oni to mają. W normalnych firmach podobno gadają o piłce nożnej i dzieciach.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 10, 2006

Link permanentny - - Skomentuj


9 lipca 2006

Nie ma chyba bardziej relaksującego, a przy tym budzącego zazdrość, widoku niż powierzchnia płaska (trawnik, dywan, kafelki na balkonie), a na tym kot podwoziem do góry, radośnie turlający się z boku na bok, liżący leniwie łapę, wyciągający się i ogólnie rozkoszny.

W drodze powrotnej trochę piorunów i kawałek burzy nas zawadził ogonem. Gdzie te czasy, kiedy małe futrzane zwierzątka z Sagittariusa V były małymi futrzanymi zwierzątkami z Sagittariusa V, a burze były burzami. Nawet kiedyś miałam się zapisać do KEMB, ale nie wiem w końcu, czy mnie przyjęli...

12 maja 2000

Przez okno widzę różne rzeczy. W dzień zwykle ludz^Wstudentów biegających w tą i wewtą, drzewa (niebiegające) i akademiki (j.w.). Taki zwyczajny widok na coś w rodzaju skwerku z roślinnością, otoczonym gierkowskimi blokowiszczami. Ale nocą... Nocą dzieją się tu rzeczy magiczne.

Pod akademikiem obok rośnie drzewo. Duże, dziwacznie powyginane. Oświetla je jedna, sodowa latarnia - takim żółtawym światłem. Nie wiem, czy to kwestia powyginania gałęzi, światła czy czynników umykających mojemu małemu rozumkowi, ale wystarczy lekko przymknąć oczy i świat wygląda jak 100 lat temu. Brakuje tylko uliczki z drewnianymi, poczerniałymi od deszczu domkami, malowniczo powycinanych koronek pod drewnianymi nadprożami ganków, ciemnych okien, w których czasem błyśnie swiatło świecy. Tyle że widok ten budzi taki wewnętrzny niepokój - zadziwiająco łatwo można dowyobrazić sobie hammerhorrorne nietoperze (tak, te na gumkach), gałęzie stukające w okiennice, trzaski drewnianej podłogi, uginającej się pod niewidzialnymi stopami jakiegoś nocnego wędrowca.

Ludzie, jaki stamtąd musiałby być widok na prawdziwą burzę... Z rozbłyskami błyskawic na niczym nie zasłoniętym niebie, ze stukotem ciężkich kropel deszczu. Mrrr.

A tu padać nie chce. Nic a nic :-(

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 9, 2006

Link permanentny - - Skomentuj - Poziom: 3


Muchy

Nienawidzę. Niechby sobie latały. Ale oprócz latania brzęczą o szyby i składają jaja w kocim żarciu (oczywiście nie jednocześnie, chyba że mają specjalizowane teamy). Znowu nas lato zaskoczyło (jak co roku), nie wykombinowaliśmy żadnej zasłony antymusznej, nie kupiliśmy tej sprytnej miski z naciskaną łapą klapką (ala kosz na śmieci). Żeby ochronić świeżo włożone kocie żarcie, o które kot wył wniebogłosy, a teraz to w zasadzie nie jest już taki głodny, foliuję michę folią aluminiową. Trzy minuty później koło miski znajduje się biedny głodny kotek, próbuje łapą folię zdjąć i żałośliwie piszczy. Zdejmuję folię, tłumaczę, że to dla dobra koteczka, że musze jaja nie służą, kotek patrzy na mnie, jakby rozumiał, po czym zagląda mi miseczki z suchym żarciem i odchodzi się położyć opodal. Zakrywam michę folią, trzy minuty później...

Szczęśliwie właśnie się chyba zbiera na burzę, grzmi, świerszcze głośno grają, a muchy się pochowały.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 8, 2006

Link permanentny - Kategoria: Koty - Skomentuj


Co by tu sobie obejrzeć

Uważam, że dodatek "Kultura" do Dziennika jest świetny. Natchnął mnie dziś do zajrzenia do kina i do poszukania kilku starszych filmów:

  • Dziewczyny z kalendarza ("Calendar girls") - ma zachęcającą, ciepłą recenzję.
  • Nikotyna - komediodramat meksykańsko-argentyński; po świetnych "I Twoją matkę też" czy "Amores perros" warto.
  • Figurant - z Woody Allenem, dziś o 20.10 na TVP Kultura.
  • Wysokie obcasy - Almodovar w najlepszej formie, jak kto nie widział, koniecznie. Jutro (niedziela) o 20 na Europa (mam DVD, mogę dostarczyć w Poznaniu i okolicach ;-)).
  • Dziewięć żywotów kota Fritza - animowany dla dorosłych, o chędożeniu, paleniu trawki i małych, kocich perwersjach. Poniedziałek na Tele 5 o 23:40.
  • Drewniany różaniec - ekranizacja drastycznej i smutnej powieści Natalii Rolleczek, ciekawa jestem, co z tego wyszło. Wtorek, Ale kino, 20.00.
  • Przed zachodem słońca - jeden z piękniejszych filmów o uczuciach (wielbicieli uczuć w postaci "dobrych pornoli" muszę rozczarować - to gadany film bez momentów), ale warto najpierw obejrzeć "Przed wschodem słońca", gdzie Delpy i Ethan Hawke, 9 lat temu, rozpoczęli historię. Wtorek, Cinamex 20.00.
  • Historie kuchenne - ciepła recenzja, mam od dawna na liście "do obejrzenia". Środa, Canal + 18.20.
  • Zakochany bez pamięci - wbrew tytułowi to nie kolejna komedia romantyczna. Bardzo dobry, na poły sf-owy film o uczuciach. Jak kto widział "Być jak John Malkovic", to ten jest jeszcze lepszy. Czwartek, HBO 2, 15.10. Też mam na DVD.
  • Skok przez płot - animowany z tej samej serii co Shrek i Madagaskar, zapowiada się rodzinnie i tekściarsko. W kinach.
  • Seks w Brnie - bardzo smaczna recenzja, zresztą czeskie filmy same się bronią podejście do życia, humorem i słonecznością świata (trening w nakładaniu prezerwatywy na rogalika). Również w kinach.
Opowiem, jak obejrzę.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 8, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Uwielbiam lato

Lato i letnie zakupy. Truskawki. Poziomki. Cztery woreczki bobu (dwa do zmrożenia i zżarcia w tygodniu przy akompaniamencie jojczenia kota czarno-białego, który Też Chce). Żółte okrągłe śliwki. Jogurt bałkański + zielony ogórek i czosnek. Arbuz. Kawałek pasztetu ze śliwkami. Lody. Czy ja już mówiłam, że lubię jeść i teraz nie mogę się zdecydować, od czego zacząć? Nie wspominając o sosie do spaghetti, karkówce na jutrzejszego grilla, cielęcym gulaszowym na poniedziałkowy obiad i innych takich.

Wyprawa na zakupy zwykle wiąże się z koniecznością zagonienia trzody z balkonu do domu. Dzisiaj przed wyjściem odliczam, czarno-biały na parapecie, czarnego nie ma. Wyglądam na balkon sąsiadów, *miauk*, zdziwione oczka spod cienistej doniczki z czymśtam zielonym. Stoję jak wazon na balkonie i konwersuję z leniwie odmiaukującym kotem, który leży na drewnianej podłodze i mu dobrze. TŻ wykonał fortel nr 1 (trzask drzwiczkami szafki). Nie działa. Fortel nr 2 (otwieranie puszki tuńczyka + 2a głośne trzaśnięcie miską). Tadam, kot czarny się zdecydował. Niestety, w międzyczasie ukradkiem zwiał na balkon kot czarno-biały i aktualnie leży szczęśliwy na sąsiadowym balkonie, dla odmiany na słoneczku (na dowodzie rzeczowym w swoim koszyczku). Fortel nr 3 (zamknięcie drzwi balkonowych) zadziałał. Kot czarny nie zdołał się jeszcze oderwać od miski, więc tym razem na zakupy udało się nam pojechać.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 8, 2006

Link permanentny - Kategorie: Koty, Fotografia+ - Komentarzy: 3



Dark Star

To bardzo, bardzo, bardzo zły film. Tak zły, że aż dobry. Akademik, odrapany, wąski korytarz, nieco ozdobiony folią aluminiową. Tak +/- wyglądają wnętrza statku kosmicznego. Plastikowy model 30 cm - to statek kosmiczny z boku. Obcy w postaci pomarańczowej, plamiastej piłki (wygląda trochę jak miechunka rozdęta i ma pazurzaste łapy). Załoga jest nieźle sfreakowana i bardzo w stylu Bee Gees (no, nie jest to dziwne, jako że film z 1974 r.). Kilka malowniczych wybuchów, strzały w próżni i malowniczy finał. Cały czas się zastanawiam, czy film z założenia miał być śmieszny. Mam wrażenie, że to było celem Carpentera.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 8, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj