Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Jabłka Adama

Tak od 1/4 filmu miałam już ugruntowaną opinię i utrzymała mi się ona do końca filmu. Opinia brzmi "Ojapierdolę". To bardzo dobry film, ale nielekki. Siwa, nie oglądaj. A już w ogóle nie z Byśkiem. Do parafii przyjeżdża wypuszczony warunkowo nazista. Na, nazwijmy to, rekonwalescencję. W parafii jest już były tenisista - alkoholik i gwałciciel, arabski terrorysta, dość specyficzny pastor i kobieta w ciąży. TŻ mi wytłumaczył, że to taka - trudne słowo - alegoria księgi Hioba. Czy wszystko, co się dzieje w życiu, wychodzi na dobre, czy wręcz przeciwnie i od czego to zależy. Mocne.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 16, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Keep away

Połowa lipca. Rano 21 stopni celsjusza. Lato miało być, nie? Ale za to wczoraj znowu wygraliśmy pod Grunwaldem.

Właśnie wyrżnęłam z kolejnej sukienki okurwiale gryzącą wszywkę z nazwą firmy. Dalej nie rozumiem sensu istnienia tych pętelek pod pachami (albo w okolicach pasa w spódnicy), ale jeszcze bardziej nie rozumiem, po co do delikatnej i cienkiej bluzeczki ktoś wszywa przy szyi albo z boku, na wysokości talii sztywną, drapiącą metkę z dumnym napisem "Made in China/Trendi Fashion Company", w najzłośliwszym wydaniu za pomocą sztywnej żyłki wędkarskiej. Bluzka się podrze pod pachą. Odedrze się ramiączko sukienki. Puści na szwie na obrąbku na dole. Ale metka zostanie do usranej śmierci, albo i dłużej. Przy okazji przejrzałam leżące w okolicy bluzki, jedna (aktualnie śpi na niej kot) ma piękną metkę, którą chyba zostawię, bo jest niegryząca i nieiwazyjnie przyszyta na dole. Metka głosi, że bluzkę wyprodukowała firma "Keep Away From Fire" (dla hablających po hiszpańsku - MANTEGNA APARTADO DEL FUEGO).

Nie powiem od kogo dostałam wczoraj sms-a treści: "Aaaaaa właśnie widziałam faceta w całości, oprócz twarzy, porośnietego FUTERKIEM!".

Jak przystało na niedzielę, zdrzemnęłam się (znaczy: poszłam poczytać komiks, ale oko mi trochę opadło). Czy ktoś może mi wyjaśnić, czemu najpierw mi się śniło, że kolega P. kazał nam z TŻ adoptować niemowlę, które - jeśli nie adoptujemy - to zostanie deportowane do Indii, a tam wiadomo, co się robi z niemowlętami płci żeńskiej. Zaraz potem byłam w liceum, miałam lekcję wuefu z dwiema babami i wyszła kwestia, czemu nie mam stroju do cwiczeń (bo niby skąd?) i skąd mam tyle nieobecności (no, w pracy siedzę, nie?). I kazali mi siedzieć w szatni.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 16, 2006

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 2


Do radioactive cats have 18 half-lives?

Przełączanie się między kanałami TV daje czasem upojne wrażenia. Oglądam kątem oka prezydenta i jego brata premiera (albo odwrotnie), następny rzut oka - Reni Jusis z jakimś chyba sławnym gładkim przystojniakiem prosi zebraną publiczność o brawa dla występujących na jakiejś tam podróbie Opola. TŻ często przyprawia mnie o traumy, zapując po kanałach, gdzie Cezary Pazura nagle pomyka po byłej Jugosławii.

Byliśmy w hurtowni kociego żarcia na Obornickiej. Bez rewelacji, niestety. Zółtych gimpetów serowych (zwanych śmierdziuchami) nie ma, kotżarcie jak w większości sklepów - tańsze i większy wybór (np. foremki Athena) jest w Geancie. Żwirek sporo tańszy. W ramach robienia kotom funu, wyszło, że kupowanie Sheby krewetkowej kotom to marnowanie nie dość, że finansów (no, te 2,40 jakoś przeboleję), ale i powietrza (wali straszliwie ohydnym skisłym rybskiem, jak ogólnie lubię zapach kotpuszek, to ta zabija) i wykładziny (kotek siorbnął trochę, pognał na balkon do sąsiadów zagryźć trawką, wrócił i zwomitował na wspomnianą wykładzinę, która wprawdzie i tak jest do wyrzucenia, ale zawsze). I niech mi ktoś powie, czemu w misce leży prawie nietknięte żarcie do momentu, aż jeden nie wyjmie sobie ryjem kawałka, nie zaniesie na wykładzinę, żeby tam skonsumować. Wtedy drugi za nim idzie i usiłuje mu z paszczy ten kawałek wyjąć, przy okazjonalnym warczeniu pierwszego. Miska, przypominam, cały czas zawiera żarcie. Aktualnie jeden kot siedzi w postaci czujnego kłębka w kącie i patrzy, jak drugi wyjmuje żarcie z miski, idzie na wykładzinę i zaczyna jeść, wtedy ten zaczajony idzie na zwiad do tego jedzącego, słychać warczenie i tak dalej...

Wczoraj podczas wizyty u kołorkera, jednym z dyżurnych tematów (oczywiście poza pracą, bo o czym mogą rozmawiać cztery osoby z jednej firmy, nawet biorąc pod uwagę, że dwie pozostałe nie są, ale SĄ W TEMACIE) było zagadnienie, czemu jeden z kolegów przed wyjściem z psem na spacer prasuje świeżą koszulę i się w nią przebiera, a dopiero potem na spacer wychodzi. Ochotniczo zgłosiłam się, żeby śledzić na okoliczność jakiejś kochanki. Ogólnie było uroczo, a kolega od zmiany koszuli nawet się nie obraził, jak został nazwany jełopem.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 16, 2006

Link permanentny - Kategoria: Koty - Skomentuj


Dogs have owners. Cats have staff.

Jest zimno. Wieje z balkonu. A miały być upały, nie? Jestem ciepłolubnym zmarzluchem, zaraz pójdę po ciepłe skarpetki, a tymczasem zamknęłam drzwi na balkon. To sygnał dla kotów, od godziny malowniczo upozowanych na kuchennym krześle/fotelu obrotowym TŻ, że należy ziewnąć, wstać, przytruchtać pod zamknięty balkon i zacząć piszeć, patrzeć wyczekująco i/oraz skrobać łapą w szybę. Bo kot musi wyjść teraz i zaraz.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 14, 2006

Link permanentny - Kategoria: Koty - Skomentuj


Bogów na dysku nie tyle się czci, co obwinia.

O poranku radio poinformowało, że wymyślono nowy typ dzwonka do drzwi. Oprócz dzwonka, który po naciśnięciu dzwoni (klasyczny), był już dzwonek, który po naciśnięciu wydaje odgłos pukania. Teraz najnowszy trend to mechanizm, który - po zapukaniu - uruchamia dzwonek za pomocą sprytnego czujniczka, który pobudzają do życia wibracje powstałe przy pukaniu.

Zapadłam dzisiaj na autogłupawkę. Nalewałam gulasz, wzięłam łyżkę wazową, zwaną chochelką i na TŻ-cie sprawdziłam za pomocą przyciagnięcia za ramię, jak to jest mieć hak zamiast ręki. Jako że to był mój pierwszy dzień z hakiem, przez dłuższą chwilę miałam problemy ze sobą.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 14, 2006

Link permanentny - - Skomentuj - Poziom: 2


On the other hand, you also have 5 fingers.

Dzisiejszą przechodnią nagrodę dla najgłupszej nazwy firmy zdobywa firma "Złomrex", która zapewne zajmuje się skupem złomu i jest w tym dobra.

Kołorker dostał przesyłkę z naklejonym znaczkiem z Jedynym Słusznym Papieżem i napisem "Jezu, ufam Tobie". Nie przeszkodziło to pocztowcom, może nawet w czasie nabożnej zadumy nad ufaniem, rozciąć nożykiem kopertę z boku, żeby sprawdzić, co też adresat otrzymał. Przy okazji religijnych znaczków przypomniała mi się scenka z poczty wsiowej w Suchym Lesie. Cztery okienka, z czego jedno kierowniczki placówki, zajmującej się zasadniczo ziewaniem, dłubaniem w zębach i leniwym przeglądaniem zeszytu leżącego na biurku, a jedno nieczynne. Sporawa kolejka, przede mną kilka osób, w tym moherowa 50+. Okres przedgwiazdkowy, wszyscy obładowani paczkami, pani z milionem poleconych z jakiejś firmy (bo w Suchym Lesie więcej firm niż mieszkańców), ja kwitnę z awizo na jakąś paczkę, do okienka podchodzi wspomniana pani. I przy okazji płacenia rachunków zaczyna wybierać pocztówki. A tu mi pani poda, nie, tę z drugiej strony, nie, następną, no, to niech będą trzy takie, odrywając co chwila panią z okienka od wklepywania przelewów. Po wyborze pocztówek nastąpił czas na znaczki. I tu się okazało, że teraz to już nie robią takich znaczków bożonarodzeniowych jak kiedyś. Kiedyś to, pani kochana, były ze stajenką, z choinką, a tutaj co? Jakiś gryzmoł, co to niby ma być? Dzieci na sankach? Kto na Święta przykleja dzieci na sankach...

Czy już mówiłam, że w biurze, excuse le mot, piździ? Nie da rady użyć innego słowa, bo zimny wiatr ciągnie po nogach, siedzę w polarze, marzną mi ręce, a przejście do kuchni po drugiej stronie biura to prawie zmiana strefy klimatycznej - co najmniej 5 stopni różnicy (jak nie więcej). Oczywiście zimno jest wszystkim, poza jednym kolegą, którego chyba nadmiar energii roznosi, bo co chwila grzebie przy klimie, bo "gorąco". TŻ ma katar od dwóch lat. Kołorkerka od początku tygodnia świetną chrypę. Ale mamy inteligentny budynek i klimatyzację, która cieszy przez kwadrans po wejściu do pracy. Potem już nie.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lipca 13, 2006

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 7


Love Krowe

No muszę. Wstaję rano, siadam do poczty, dostaję linka, klikam i najpierw zawyła reklama, a potem przeczytałam, że:

Pewien rosyjski rolnik zwrócił się do prezydenta Władimira Putina z prośbą o pozwolenie na poślubienie... krowy - pisze serwis Ananova.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lipca 13, 2006

Link permanentny - - Skomentuj


Dźwignią

No jak ja mam być normalna? Najpierw TV pokazuje reklamę wibrującej nasadki na dureksa, którą pan pani wręcza w ekskluzywnym pudełeczku, ze niby zaręczynowo. A potem bez żadnego ostrzeżenia zaczyna mówić o świetnej, ostrej musztardzie, o bardzo intensywnym smaku. Teraz siedzę i mam niejakie problemy z wyplewieniem w izji erotycznej nasadki na penisa, obficie wysmarowanej ostrą musztardą, która sprawi przyjemność jemu i jej. Jak nie trafią.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 12, 2006

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Skomentuj


1982

"Nagroda dla żołnierza służby czynnej za patrol nocny podczas świąt Wielkiejnocy: paczka papierosów, 4 cukierki czekoladowe, 15 dkg cukierków zwykłych, 2 jabłka."
("Małe Vademecum Peerelu z wycinków gazet podziemnych w formie kalendarza robotniczego na rok 1990" (Anna Bikont, Piotr Bikont, Wojciech Cesarski), w skrócie MVP, bo coś czuję, że się będzie częściej pojawiać)

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 12, 2006

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Skomentuj


12 lipca 2006

Czemu to nie mnie giną w pracy maile? Czemu wiem, gdzie co jest? Może dlatego, że jestem inteligentna, pociumana i zorganizowana? (yeah right, ale przynajmniej wiem, gdzie co leży).

Chciałam loda. Najbardziej to chciałam tego reklamowanego Nestle, co to i czekolada, i chili. Niestety, jeszcze nie znalazłam go w żadnej lodówie. Znalazłam za to loda sorbetowego o dźwięcznej nazwie Gilek. Powinnam czuć się ostrzeżona, ale się nie poczułam. Przy zdejmowaniu papierowej prezerwatywki lód okazał się być miękki. Miękki i przypominał glutożela, który zwisa jak zielony ozór i takąż ma, żelatynowa jego mać, konsystencję. Niewypada polecić.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 12, 2006

Link permanentny - Kategoria: SOA#1 - Komentarzy: 9 - Poziom: 2