Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Atypical

Sam Gardner ma 18 lat, kończy liceum i jest w spektrum autyzmu. Życie jego całej czteroosobowej rodziny jest temu podporządkowe - Elsa, nadopiekuńcza matka, jest skupiona na pamiętaniu o wszystkim, co związane z terapią i zapobieganiu sytuacjom kryzysowym; Casey, młodsza siostra, jest na drugim planie i jej głównym obowiązkiem jest dbanie o dobrostan brata w szkole; wreszcie Doug, skupiony na pracy, raczej odległy od domowych dram. Nagle wszystko się zmienia - Sam, jak neurotypowi rówieśnicy, chce mieć dziewczynę i odkryć, co to pożycie intymne, Casey dostaje stypendium w prestiżowej szkole prywatnej, Doug przyznaje się przed sobą, że wstydzi się syna z autyzmem, a do Elsy dociera, że zajęta byciem terapeutką, opiekunką i organizatorką, straciła siebie.

Tak, to serial o nastolatku w spektrum autyzmu w roli głównej. Nie że gdzieś tam pojawia się epizodycznie jako token. Nie że jest pokazany jako osoba z niepełnosprawnością intelektualną. Jest osobą wysokofunkcjonującą, ma świetne wyniki w szkole, oczywiście zakładając, że polecenia są precyzyjne, interesuje się pingwinami, świetnie rysuje, jednocześnie na tyle się różni od rówieśników, że odczuwa izolację. Nie radzi sobie z głośnymi dźwiękami, nie umie “normalnie” rozmawiać, wszystko musi dziać się w ramach schematu, nie rozumie szydery, złośliwości, nie jest taktowny, działa impulsywnie i łatwo wybucha. To serial mimo wszystko komediowy, więc wiele rzeczy jest pokazanych łagodnie i raczej z happy endem, ale realia bycia i życia z osobą w spektrum są dość dobrze odrobione, zwłaszcza życie rodzinne, które wymaga ogromnego dostosowania. Całkiem zabawny drugi plan, chociaż z listą dyżurnych tematów - zdrada, LGBT+, presja rówieśników, śmierć, opieka nad rodzicem w demencji, ciężka choroba, odpowiedzialność. Mniej cukierkowy niż “Sex Education”, mniej irytujący niż “The Big Bang Theory”.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 5, 2024

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


The Man Who Killed Don Quixote

Jeśli jesteście fankami Adama Drivera, to to jest film dla Was, zdecydowanie. Toby, niegdyś obiecujący, a aktualnie niespecjalnie popularny reżyser, kręci w La Manchy reklamówkę rosyjskiej wódki. Jako że przed laty zasłynął studencką etiudą o Don Kichocie, w reklamie pojawiają się te motywy, ale nie ma artyzmu, ani żadnej iskry. Zirytowany reżyser bierze czyjś motocykl i jedzie do miejscowości, gdzie zaczęła się jego kariera, gdzie poznał szewca z twarzą błędnego rycerza i córkę właściciela pubu, 15-letnią Angelicę, z twarzą 17-wiecznej damy. Wprawdzie obrywa po gębie od ojca, bo wypromowana przez film córka wyjechała i ojciec nazywa ją elokwentnie dziwką, ale spotyka szewca, który stał się Don Kichotem, a w Tobym widzi dawno zaginionego Sancho Pansę. Reżyser usiłuje wyprowadzić starca z (o)błędu, ale w ramach pasma nieustającego sukcesu, podpala miasteczko. Od tego momentu jest już tylko gorzej - Toby sam wpada w coraz większe szaleństwo, pojawia się Angelica, która rzeczywiście jest eskortką rosyjskiego oligarchy, na wyrafinowanym balu kostiumowym w zamku wynajętym przez Rosjanina zaczynają się dziać rzeczy dziwne a straszne, po czym następuje finał przez duże F.

Jeśli widziałyście jakikolwiek inny film Terry’ego Gilliama, to wiecie, co ten człowiek umie. Tutaj do szalonego scenariusza i radosnego poniewierania wszystkimi bohaterami oraz zatarcia granicy między tym, co realne, a wyobrażone, dochodzi jeszcze oszałamiająca historia samego filmu, który powstawał od prawie 30 lat. Mimo choroby i śmierci aktorów, powodzi, wielokrotnej utraty sponsorów i budżetu, utraty takich nazwisk jak Depp, Hurt, Paradis, McGregor czy Duvall, Gilliam kombinował i wykombinował. Szacunek.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 3, 2024

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Barbie

Nie poszłam do kina na “Barbie” (na “Oppenheimera” też nie), ale się nasłuchałam. Że jeden z najlepszych filmów ostatnich 10 lat, że niby komedia, ale inteligentna, wzruszająca i jakże przewrotna.

Standardowa Barbie przeżywa codziennie swój standardowy, idealny dzień - wybór stroju, udawane śniadanie, plaża, spotkanie z innymi Barbie i uczestniczenie w rozwijających wydarzeniach, obdarzenie Kena łaskawym spojrzeniem, a wieczorem dziewczyńska impreza. Wtem, zamiast zasnąć w różowym łóżeczku i obudzić się świeża i gotowa na następny idealny dzień, Barbie zaczyna myśleć o śmierci. Od tego momentu to równia pochyła - jej stopy stają się płaskie, pojawia się cellulit, a świat zaczyna się sypać. Za radą Dziwnej Barbie udaje się do świata ludzi, gdzie z przerażeniem odkrywa, że jej właścicielka, nastoletnia już Sasha, wcale nie jest jej wdzięczna za bycie idealną role modelką, w świecie realnym nie rządzą kobiety, zaś firma Mattel, jest, no, nastawioną na zyski firmą. Ken, który przemyka się do świata wraz z Barbie, jest dla odmiany zachwycony, i obyczaje z realności chętnie wprowadza w Kenstwie, dawniej zwanym Barbielandem.

I wszystko się zgadza, jest komedia, jest inteligentna, bombowa obsada, nawet wybaczę, że ma elementy musicalowe, oglądałam świadoma tego, ale… to jest absolutnie wtórny film. Taka “Lego Przygoda”, tyle że z Barbie; popularność miała się przekuć na sprzedaż merczu i towaru, cel osiągnięty. Nie ma tu żadnej oryginalnej myśli, żadnego momentu, kiedy czułam, że o, teraz to jest sama prawda, odkrycie na miarę chleba krojonego. Jest grzecznie, bo pewnie za niegrzeczność Mattel cofnąłby pozwolenie na użycie znaku towarowego. To kapitalistyczny feminizm, który widzi empowerment i girl power w różowym dresiku z dowolnej sieciówki. Świetnie, że pokazana jest różnorodność lalek Barbie - są wszystkie kolory skóry, różne gabaryty, lalka na wózku, reprezentantki wszystkich zawodów, nawet kontrowersyjna Barbie w ciąży - ale to w dalszym ciągu tokeny i narzędzia do ekspansji na kolejne rynki. Słyszałam w duszy płacz Naomi Klein, słowo. Podsumowując - nie zniechęcam, ale ja nie znalazłam tego, co mi obiecywano, nie rozumiem fenomenu tego filmu.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 2, 2024

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 4


Niebezpieczni dżentelmeni

Doktor Tadek Żeleński budzi się z monstrualnym kacem, obowiązek (dyżur w szpitalu) wzywa, a tu nie ma płaszcza i torby. Dookoła krajobraz jak po kataklizmie, szybko wychodzi, że Witkacy zarzucił mu i innym wesołym chłopakom - Josephowi Conradowi i Bronkowi Malinowskiemu - pejotl. Poranek jakich wiele w Zakopanem, problem w tym, że w chacie walają się też zwłoki, a u drzwi żandarm, który informuje, że doktor Żeleński nie żyje. To rozpoczyna pełną zmyłek i dygresji historię w stylu “Kac Vegas”, gdzie kwiat młodopolskiej awangardy musi odkryć, co zdarzyło się na wczorajszym balecie.

Jakie to uroczy i zabawny, chociaż czasem dość niewybredny, z mnóstwem aluzji do polskiego kina (narkomanów i pijaków banda!). Świetna obsada - Kot, Dorociński, Seweryn, Mecwaldowski, mnóstwo erudycyjnego humoru, doprawionego sporą dawcą szydery z posągów - Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Szymanowskiego, Lenina i Krupskiej, Piłsudskiego, Rubinsteina. Dawno tak dobrze nie bawiłam się na polskim filmie. I nie, nie zamierzam sprawdzać, czy realia się zgadzają.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 29, 2023

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Brand New Cherry Flavor

Lata 90. Lisa Nova (świetna rola Rosy Salazar, znanej z doskonałego ”Undone”), początkująca reżyserka, autorka jednego krótkometrażowego filmu, przybywa do Los Angeles i usiłuje uzyskać finansowanie do nagrania filmu na podstawie króciaka. Lou Burke, znany producent, początkowo jest zachwycony, ale kiedy Lisa odrzuca jego niewyrafinowane awanse, zabiera film, usuwając Lisę z roli reżysera. Pokrzywdzona i wściekła dziewczyna zgadza się na umowę z poznaną na jednym z przyjęć dziwną kobietą, Boro - w zamian za pewną ofiarę, Boro rzuci na Burke’a klątwę. Od tego momentu jest dziwnie i coraz dziwniej. Cierpi zarówno Burke, jak i Lisa - dookoła nich giną ludzie, pojawiają się jadowite pająki, samozapłon, płatni mordercy, a w wynajętym przez dziewczynę mieszkaniu pojawia się tajemniczy właz, przez który coś się chce z zaświatów przedrzeć. Wspominałam o tym, że Lisa wymiotuje małymi kociętami, a kiedy zirytowana odmawia kolejnej daniny dla Boro, na jej boku tworzy się kolejny otwór, którym wychodzi kociak? Mimo że Lisa próbuje klątwę zatrzymać, pojawiają się zombie, przedwieczny biały jaguar i Mary, nieco uszkodzona bohaterka filmu Lisy, która - dla odmiany - usiłuje zemścić się na niej.

To nie jest film dla ludzi wrażliwych, miejscami ociera się o przegięty gore z tryskającą krwią, miejscami to absurdalna groteska. Trochę przypomina mi klimat nieudanego “Mulholland Drive” Lyncha, ale tu nie ma żadnego udawania czy ułudy, zwyczajnie dzieją się nadprzyrodzone i niesamowite rzeczy, kupujesz to, albo nie. Podobało mi się, ale niekoniecznie polecam, zwłaszcza jak ktoś nie lubi horrorów.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 26, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Jenny Han - The Summer I Turned Pretty

Fabuła historii o Belly, 16-latce zakochanej w braciach - synach najlepszej przyjaciółki swojej matki, jest dość prosta. Obie rodziny, a konkretnie matki - Susannah z synami Jeremiahem i Conradem oraz Laurel, matka Belly i Stevena (bo tatusiowie "pracują", odwiedzają tylko czasami), od zawsze spędzają wakacje w domku przy plaży na wyspie Cousins. Dzieciaki dorastają razem, Belly - jedyna dziewczynka - snuje się za chłopakami, nieco pomiatana i wyszydzana, kocha się też od lat bez wzajemności w najstarszym Conradzie, aż do tego konkretnego lata, kiedy to okazuje się być piękna[1] (urósł jej biust, zamieniła brzydkie okulary na szkła kontaktowe oraz zdjęła aparat z pięknych zębów). Zwraca na nią uwagę i dotychczasowy kumpel, Jeremiah, śliczny jak budyń z soczkiem i o nieskomplikowanej osobowości golden retrievera, i Conrad, wymarzony, super inteligentny, choć posępny i humorzasty. Poszczególne sezony serialu - aktualnie dwa - odpowiadają książkom, na których serial jest oparty - tytułowej "Tego lata stałam się piękna" (sezon 1), "Bez ciebie nie ma lata" (sezon 2) oraz "Dla nas zawsze będzie lato" (mam nadzieję na sezon 3). Przed Belly trudna decyzja - kogo wybrać, kogo kocha bardziej i kto bardziej kocha ją. Zdecydowanie można z nastolatkami, chociaż moja osobista nie była zainteresowana.

Uwaga, wchodzimy w strefę spoilerów. Nie są dramatyczne, ale jak chcecie oglądać lub czytać, to idźcie to zrobić, a potem wróćcie.

Zaczęłam od serialu, który jest z jednej strony prześliczny, bo są w nim śliczni ludzie, śliczne miejsca, jest cukierkowo i hallmarkowo, a do tego zaniedbany w książkach drugi plan jest rozbudowany - praca i życie osobiste Laurel, ogromna, ważna historia przyjaźni Laurel i Susannah, nowa dziewczyna ojca, ciotka Julia i walka o dom, stosunki między panem Fisherem a jego synami, ale z drugiej strony są tak idiotyczne anachronizmy jak bal debiutantek, wokół którego snuje się akcja pierwszego sezonu; nie było tego w książce pisanej naście lat temu, we współczesnej ekranizacji jest absurdalnie słabym tropem, zwłaszcza że serial jest jednocześnie bardziej woke[2]. Przyznam, że gdybym zaczęła od książek, to pewnie nie byłabym tak zainteresowana, bo są dość płaskie, takie harlequinowate soft team dramy. Serial dokłada komplikacji i zwyczajnie przyjemnie się ogląda ładnych młodych ludzi. Teraz obiecane spoilery - w sezonie pierwszym Belly ląduje z wymarzonym Conradem, ale sezon drugi rozpoczyna się już po tym, jak się rozstali i do gry wraca Jeremiah. I tu uważam, że twórcy serialu zrobili dobrą robotę, bo po pierwszym sezonie byłam zdecydowanie Team Jeremiah, ale po drugim już się nieco łamię, czy jednak nie zmienić na Team Conrad. Podejrzewam, że to pokłosie lektury tomu 3, gdzie Belly i Jeremiah są w związku, ale proza życia wchodzi za mocno i sielanka się kończy.

[1] Nie będę się pastwić na tym konceptem, ale serio jedyną przesłanką do zbudowania intrygi jest ładność Belly. Póki była "brzydka" (oczywiście nie była, tylko była dzieckiem, do jasnej), wszystkim przeszkadzało, że jest marudna, donosi na brata, jest humorzasta i roszczeniowa. Chłopaki Fisherów też są idealnie piękni w amerykański sposób, nawet za piękni, jak dla mnie, raczej do popatrzenia niż do zakochania (oraz oczywiście aktorzy są tak młodzi, że to byłoby nieprzyzwoite; jednocześnie nie mówię, że 40-letniego Gavina Casalegno bym za drzwi wyrzuciła).

[2] Obsada nie jest jednolicie biała! Laurel jest z pochodzenia Koreanką, Belly i Steven - w połowie. Jedna z dziewczyn Conrada jest czarna, druga - brązowa, Steven umawia się m.in. z półkrwi Azjatką, zaś Belly całuje się z półkrwi Latynosem. W książkach nie ma o tym słowa, mimo że autorka jest w połowie Koreanką.

Inne tej autorki:

#106-108

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 17, 2023

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Oglądam, Seriale - Tagi: 2023, beletrystyka, panie - Skomentuj