Pożyczyłabym Ci mój syfon, ale się strasznie zużył przez ostatni rok.
No i to chyba byłoby jednak niehigieniczne ;)
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Uwielbiam Majowy szyk przestawny, zwłaszcza w stanowczej dzierżawie: "A to dzidzi[1] jest!". Przyjęło się do domowego słownika logiczne gramatyczne "butko" (liczba pojedyncza od "butki") czy niepodobne, ale jednak podobne "akai" ("okulary"), na futrzane bydlęta też mówimy czasem "Bulsik" i "Sialsik". Kindersztuba wpaja się sama, wystarczą odpowiednie słowa kluczowe (dziś rano TŻ odpinał kilkanaście razy zapięcie, mówiąc "proszę, Maju", żeby za każdym razem usłyszeć dziarskie "dziękuje, tatuś!". Na blipie wspominałam o ślicznej i ściśle złączonej z oczkami jak jelonek Bambi wypowiedzi: "Cioto, tatuś? Kjedki! Daubyś?".
Kłopotliwe była zignorowanie śródnocnego "kajetka jedzie!" czy "kotek psisiet! miau! miau!", bo emocje są na tyle silne, że jeśli pozostają bez odpowiedzi, mogą spowodować kryzysik.
Do tego wszystkiego niestety dziecko me ma doskonałą pamięć i upór nosorożca. Od tygodnia wita mnie po wejściu do placówki edukacyjnej głośny okrzyk "Mama!", który płynnie przechodzi w trwającą (z przerwami) kilkadziesiąt minut litanię, ostatnio adresującą problem latarni przy placu zabaw. "Mama, poputa jest, lampa nie świeci, poputa, nie działa, duga działa, lampa nie działa tu", w której to litanii muszę we właściwych miejscach potwierdzać, upewniać, zaprzeczać, wyjaśniać, dawać nadzieję ("przyjdzie pan i naprawi, poza tym zobacz - wczoraj nie świeciła ta przy furtce, a dziś już świeci"). Dzisiaj doszła paląca kwestia panów, którzy rano zrzucali z dachu zeskrobaną nawierzchnię, a po południu byli już zniknęli, pozostawiając syf na chodniku ("źjuciali! nie ma pana! bjudno jest! umyć"). Szukam mojego syfonu do gryzienia.
W sobotę dwa lata i 3 miesiące.
[1] Maj dla siebie samej jest zamiennie dzidzią, Mają, a czasem nawet i Majutem.