Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Filmów o X-manach było wiele, nie różniły się bardzo - mutant, walka, mutant, walka, scena liryczna, mutant. Tym razem jest podobnie, na mutantów czyhają wykrywające je Sentinele, tyle że akcja przenosi się WTEM w lata 70., w których dzielny Wolverine, jeszcze z kościanymi szponami, ma przekonać Profesora Xawiera, że warto zakumplować się z Magneto oraz że trzeba uchronić Mystique przed próbą zabójstwa ówczesnego wroga mutantów, złego naukowca Traska. Zaczyna się niezbyt fortunnie, bo Wolverine budzi się obok gołej panny na łóżku wodnym (tak, wiadomo, jak to się skończy), ale szybko przechodzimy do punktu, bo pokazuje goły tyłek.
Efekty są świetne, zwłaszcza że Magneto ze swoją zdolnością oddziaływania na metal jest na wolności, co okazuje się bardzo widowiskowe na przykład w sytuacji, kiedy cała ekipa rządząca Stanów Zjednoczonych nieprzewidująco chowa się w metalowym safe-roomie w Białym Domu. Jak to w filmach z cofaniem się w czasie, łatwo o każde zakończenie - ot, zmieniła się przyszłość, bo coś zaszło w przeszłości. Tu zakończenie nie rozczarowuje, aczkolwiek lojalnie ostrzegam, że to film wybitnie rozrywkowy.