Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Tramwajem po mieście, czyli siła przypadku

Do dzisiaj nie rozumiem ani siły tytułu, ani niesamowitego powodzenia, jakie w całych Stanach budzi sztuka "Tramwaj zwany pożądaniem". Ok, młody Marlon Brando to było ciacho, ale chyba tylko neurotyczne Amerykanki polecą na bucowatego Polaka w t-shircie bez rękawów. Natomiast doskonale rozumiem, że otwarty drewniany tramwaj ma ogromny fun factor, zwłaszcza jeśli konduktorem jest elokwentny, krzyczący, śpiewający i zaczepiający wszystkich. Kiedy tramwaj podjeżdża Stockton pod stromą górę albo zjeżdża z góry, to jest ten czas, kiedy wszyscy krzyczą. Że turystyczna komercha? Phi.

Zawieszam się w sklepie z czekoladkami Ghirardeliego, bo - proszę pana - tu wszystko jest smaczne. Intryguje mnie zarówno czekolada gorzka 100% kakao, jak i część asortymentu związana z nadchodzącym wielkimi krokami Halloween (nic to, że dopiero 1. dekada września). Kupuję kolejny t-shirt z wykładanym kamyczkami napisem San Francisco. Wybieram z menu melonowe mojito, co kelnerka kwituje radosną informacją, że dzisiaj wszyscy to wybierają. I nic nie muszę.

A co do przypadku - po śniadaniu i południowym moczeniu się w basenie pod apartamentem (hot tub jest przerażająco gorący) i sjeście udajemy się krokiem szybkim w kierunku tramwaju, którym chcemy pojechać na Fisherman's Wharfa w celu zachodu słońca, popatrzenia na foki i spożycia połówki killer craba. Przechodzimy koło Starbucksa na rogu 3rd i Market, kiedy rozlega się gromkie "Hej, Krzyżaniaki!". Tak, spotkać w San Francisco szefa z żoną to jednak jest pewne wyzwanie.

GALERIA ZDJĘĆ.

PS Czyż to nie przedni pomysł nazwać publiczną pralnię "The missing sock"?

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 7, 2008

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: san-francisco, usa - Komentarzy: 2

« Czas odmierzany kawami - Google trochę łże »

Komentarze

zen

Tylko mi nie mow, ze AB w San Francisco spotkalas?

Zuzanka

Zen, a i owszem.

Skomentuj