Jak dla mnie, zbyt duża część filmu była ZBYT. Zbyt szybka, zbyt dynamiczna, zbyt brutalna. Walka, owszem, mogłaby się zdarzyć, ale Holmes jako bokser?... Nie znam się, ale mam wrażenie, że gra na skrzypcach i przeprowadzanie eksperymentów chemicznych wymagają dłoni sprawnych, wrażliwych i niepokiereszowanych, a boks i mordobicia to nie są zabiegi kojące dla rąk.
Jeśli chodzi o wielkich detektywów, to wolę jednak, żeby rozwiązywali zagadki za pomocą umysłów. W efekciarskich walkach lubię oglądać Jackie Chana ;)
House'a starannie omijam, więc się nie wypowiem, ale jeżeli rzeczywiście Holmes z tego filmu był wzorowany na House [Housie? to się odmienia?], to IMO nie jest to komplement. Holmes ma własną osobowość, nie potrzebuje jej zapożyczać od postaci z serialu. Co by na to powiedział sir Conan-Doyle?