Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Trzecia część mrocznej sagi z małego miasta na Dolnym Śląsku. Akcja właściwa dzieje się prawie 3 lata po powodzi w 1997, a retrospektywnie w lata 60. Współcześnie, Kierownik w swoje urodziny zaprasza Wanycza, bo coś dla niego ma, ale spotkanie nie dochodzi do skutku, bo ktoś wkłada tego pierwszego do gara z wrzątkiem ze skutkiem śmiertelnym. Widz już wie, że to list z lat 60., a znając poprzednie sezony, można się domyślić, że to list od wojennej miłości, do której Wanycz chciał jechać i nie pojechał. Anna Jass zostaje ranna w strzelaninie, ląduje w lokalnym szpitalu, gdzie znajduje ją złotousty Mika, który przed emeryturą chce wyjaśnić sprawę prawdopodobnie porwanej i zmuszanej do prostytucji 14-letniej Romki. Do kompletu znika Wanda, 15-letnia córka Zarzyckiego, a policja, cóż, nie rzuca się specjalnie do szukania.
I jak poprzednie sezony zostawiły mi po oglądaniu pewne poczucie przykrości ze względu na drastyczność tego, co się działo, tak tutaj nie odczułam żadnych emocji. Owszem, intryga poprowadzona ładnie, złole są źli, zraniony ojciec zastępuje bezwładną policję, która w ogóle nie rejestruje, że ma w miasteczku od lat burdel, a prawdziwe śledztwo prowadzi emeryt i nerd od komputerów, nieporadna pani asesor i świeżo pozszywana policjantka po traumie. Finał jest dramatyczny i z jednej strony przykry, z drugiej taki słodko-liryczny, w teorii zamyka wszystkie wątki, ale są plotki, że będzie kolejny sezon. I tak jak poprzednie dwa są warte obejrzenia, tak ten tylko ze względu na sentyment dla serii.