Wprawdzie oglądanie serialu skończyłam już jakiś czas temu, nie mogłam się zebrać, żeby cokolwiek napisać, co nie brzmiałoby jak naukowa a pretensjonalna rozprawka. "Czerwony karzeł" jest chyba jedną z najlepszych serii komediowych BCC (lepszą niż "Allo Allo"). Na wielkim statku kosmicznym, przemierzającym nieograniczoną przestrzeń, w dalekiej przyszłości, następuje awaria. Po awarii i po ustaniu promieniowania, po trzech milionach lat, ze stazy (staza - miejsce, gdzie nie ma czasu, w niektórych napisach nazywana była "bezruchawką", co mnie dodatkowo bawi) wychodzi Dave Lister, niedomyty i niechlujny załogant "Red Dwarfa". Okazuje się, że jest ostatnim człowiekiem we wszechświecie. Człowiekiem, bo oprócz niego na statku jest hologram Arnolda Rimmera, zwanego Bucem - człowieka składającego się ze wszelkich możliwych irytujących cech, komputer pokładowy Holly - niegdyś IQ 6000, teraz trochę mniej, bo się zdegenerował oraz stworzenie, które zmutowało z czarnego kota przemyconego przez Listera na pokład (Kot jest świetny, ma wystające ząbki i jest najbardziej zachwycającym samcem w okolicy). W trakcie ośmiu (krótkich - 6-8 odcinków) sezonów serialu pojawia się jeszcze Kryten - android z wątpliwościami i poczuciem winy oraz kilka osób z innych strumieni czasu. Humor bywa na poziomie komedii college'owych, ale mnie to nie przeszkadza, bo jestem fanką. Jest niepoprawnie politycznie, seksistowsko, szowinistycznie i przaśnie, ale za to Red Dwarfa kocham (i chcę więcej!).