Touche! :D Piękny wpis!
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Z jednej strony świeży zapach rozgrzanego snem ciała 3-latki, którą niosę z samochodu do domu, wczepioną we mnie łapkami jak młody lemur. Odkrywcze połączenia słów, śpiewanie w celu sprzątania, historie opowiadane przez jabjadojka pitbujowi i dajmatańcikowi, śmiech z udawanego kręcenia nosem na smrodek. Torba pełna mikrych żołędzi i zwiędniętych stokrotek.
Z drugiej świat kawiarni, leniwej lektury w wygodnym fotelu, przerywanej drzemką. Chodzenia tam, gdzie się chce, bez negocjacji i tłumaczenia, po co; bez konieczności ciągłego czuwania, czy nikt nie wyskakuje właśnie na ulicę. Patrzenie tylko pod swoje nogi. Kino czy teatr bez ustaleń kilka tygodni wcześniej. Ot, wyjść z domu albo porozmawiać bez interludiów.
Jestem pomiędzy. Chcę uczestniczyć w poznawaniu świata, bo świat z perspektywy niespełna metra jest fantastycznie barwny, tajemniczy i niosący obietnice. Ale zdążyłam przyzwyczaić się do przyjemności, jaką daje posiłek z kimś, kto nie wypluwa pogryzionego właśnie kawałka chleba. Kradnę kawałki życia między odprowadzeniem do przedszkola i dojściem do pracy. Tak, słucham muzyki z przekleństwami, kiedy śpiąca posapuje na tylnym siedzeniu. Jestem buntownikiem między 14:35 a 14:50. I po 21:30, kiedy zapada w sen.