Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Uwaga - poniżej zdradzam fabułę!
Lata minęły od pierwszego sezonu “La casa se papel” i mojego zachwytu jego świeżością. Dalej złego słowa nie powiem na pierwszą akcję w mennicy, mimo kilku wyjątkowo idiotycznych rozwiązań fabularnych. Niestety akcja druga - w Banku Hiszpanii - jest już tak dramatycznie zła, że tylko moja miłość do filmów typu heist pozwoliła mi dotrwać do końca. I nie czepiam się samego pomysłu i zaskoczek czy pojawiających się kolejno planów A, B i Z, wszak nawet rozwiązanie “nadludzkim wysiłkiem” jest akceptowalne. Czepiam się, że cała akcja opiera się o postać nieżyjącego już Berlina, połowa sezonu to retrospekcje, co nie dość, że psuje tempo akcji dziejącej się współcześnie, to jeszcze psychopata i gwałciciel Berlin okazuje się jedyną ciekawą i wartościową postacią. Profesor tuż przed finałem wspomina, że plan zasadniczo się udał, mimo że ekipa straciła dwie ważne osoby. Nie wspomina jednak, że straciła je jako konsekwencję idiotycznej zachowania Palermo, który nie pozbierał się po odejściu Berlina, a przez Profesora został namaszczony na szefa napadu. Druga super idiotyczna rzecz to pozostawienie Gbxvb wnxb aneengben m mnśjvngój; gnx, qhpu qmvrjpmlal bcbjvnqn b glz, pb fvę mqnemlłb whż cb wrw śzvrepv, dziękuję, nie mam pytań, co tu się odjaniepawliło. Nie wybaczyłam hfhavępvn anwonejavrwfmrw cbfgnpv Anvebov, to już nie było to samo. Samo rozwiązanie intrygi - nie mam uwag, ale reszta...
Czy obejrzę prequele, sequele i inne derywatywy? Oczywiście!
Wytrzymał ktoś do końca?