Wczoraj, bodajże na MGM, "St. Elmo's fire". To chyba z tego samego nurtu bo i obsada trochę się pokrywa. Też fajne. Problemy jak najbardziej współczesne.
P.S. W kolejce "Szesnaście świeczek".
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Znęcona reklamą chyba na AleKino, wymogłam na TŻ-ie (prosił, żeby zaznaczyć, że nie był to jego inicjatywa) przegląd tzw. kina kultowego z lat 80.
"Beztroskie lata w Ridgemont High" (1982, "Fast Times at Ridgemont High"), zajmujące wszędzie w rankingach wysokie miejsca, okazały się być absolutnie bez fabuły, za to bogate w topless. I jak na początku topless był młody długowłosy Sean Penn w roli wiecznie naćpanego surfera-luzaka, tak potem topless były też panie - młodziutka Stacy (Jennifer Jason Leigh, wtedy jeszcze młodzieżowo pulchniutka) i Linda (Phoebe Cates). Elementy horroru wprowadzała stylówa - panie z opaskami w stylu Pat Benatar, szpilki + skarpetki z koronką u pań czy ażurowe podkolanówki u panów (również obecne w scenach intymnych); na ścianach plakaty z gołymi paniami. 15-letnia (ale mówi, że ma 19) Stacy pracuje w pizzerii w mallu i w zasadzie to nie ma planów poza tym, że chciałaby spróbować seksu, bo koleżanka mówi, że wszyscy to robią i to nic takiego. Więc próbuje, najpierw z przypadkiem poznanym gładyszem podobnym do Richarda Gere'a, potem próbuje z zakochanym w niej kolegą, ale kolega jednak zwiewa przed aktem, a potem z kolegą kolegi. Ponieważ to bujny czas przez ogłoszeniem informacji o AIDS, nikt nie używa prezerwatyw, ale to nie szkodzi, bo nawet jeśli przydarza się z przypadkowego stosunku ciąża, to jest Free Clinic, gdzie za $150 można się problemu pozbyć, ważne tylko, żeby ktoś potem odwiózł do domu. Seks też, umówmy się, nie wiadomo czemu jest popularny, bo nie zawiera gry wstępnej, uwodzenia, flirtu, czegokolwiek - tylko sam akt, a a trwa w porywach do kilku minut (a czasem mniej). Co mnie zasmuciło - mall w Ameryce AD 1982 wygląda dokładnie tak jak poznańska Plaza AD 2015.
Film znany też z tego, że to debiut niepełnoletniego Nicolasa Cage'a w 5-sekundowej roli, smażącego hamburgery oraz ze sceny, w której Judge Reinhold masturbuje się na myśl o gołej Cates. Natomiast nic nie usprawiedliwia jego wysokich notowań we wszystkich rankingach.
Dla odmiany "Klub winowajców" (1985, "The Breakfast Club") jest filmem o klasę lepszym. W sobotę w szkolnej bibliotece karę odsiaduje piątka nastolatków, każde inne - sportowiec, królowa popularności, kujon, nieobliczalny łobuz oraz dzika, zaniedbana outsiderka. Niespecjalnie pedagogiczny nauczyciel każe im przemyśleć swoje postępowanie i opisać siebie. Ze znudzenia wszyscy powoli przechodzą z podejścia zdecydowanie wrogiego i pełnego obrzydzenia do powolnego zrozumienia, że tak naprawdę się od siebie nie różnią. Buntownik ma brutalnego ojca, przed którym ucieka, królowa popularności - ogromny stres związany z presją na bycie popularną, wzmacnianą przez rozwodzących się i kłócących rodziców. Zapaśnik robi wszystko, żeby zadowolić swojego ojca-trenera, podobnie nerd, który podporządkował całe życie w szkole byciu najlepszym. Nawet zaniedbanej outsiderce wystarczy uczesać rozczochrane włosy (koronkowa opaska z kokardką!), zrobić delikatny makijaż, a stanie się szkolną gwiazdą. Niezła obsada - Młody Emilio Estevez, Anthony Michael Hall, Judd Nelson, Ally Sheedy i Molly Ringwald; jakby nie stroje, mógłby to być współczesny film o tym, że bycie nastolatkiem to ciężki kawałek chleba.