Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Killing Eve

Eve wprawdzie pracuje w MI5, ale zajmuje się ochroną świadków; praca raczej biurowa i raczej nudna. Podczas kolejnego zebrania w sprawie roztoczenia ochrony nad dziewczyną zamordowanego polityka, przykuwa jej uwagę modus operandi zbrodniarza. Niestety nikt jej nie wierzy, że to może być kobieta. Eve się angażuje, mimo że przekracza to jej kompetencje, wypytuje naćpaną polską modelkę (sic!) i okazuje się, że jej podejrzenia były trafne - zabójca to kobieta. W dalszym ciągu akcji Eve zostaje zwolniona (między innymi) za niesubordynację, ale natychmiast przygarnia ją sławna w wywiadzie specjalistka od szpiegostwa rosyjskiego, która proponuje jej stworzenie zespołu poszukiwawczego kobiety-zabójczyni. Jak to w wywiadzie, informacje przechodzą w dwie strony i niedługo potem następują kolejne morderstwa, a zabójczyni - korzystająca z wielu pseudonimów i przebrań - przedstawia się jako Eve Polastri. Obie panie zaczynają mieć obsesję na swoim punkcie.

Ten serial, przede wszystkim, jest zabawny mimo brutalności i psychopatii Villanelle, która z równą uciechą przymierza sukienkę czy patrzy na konwulsje umierającego. Eve ma mózg jak komputer, bezbłędnie trafiając w poszukiwaniach coraz bliżej przestępczyni, ale nietypowo jest roztargnioną i niezorganizowaną kobietą po czterdziestce, lubiącą słodycze i marudną o poranku. Drugi plan bogaty - geek komputerowy, ekscentryczna lady-szpieg, prowadzący Villanelle jak z rosyjskiej bajki (a co ciekawe, to Duńczyk, z "Mostu"), a wszystko w pięknych okolicznościach europejskich miast.

Teraz do niedoróbek, bo niestety są. No na litość, jak bardzo trzeba się (nie) przyłożyć do researchu, żeby mąż głównej bohaterki, Polak z pochodzenia (istotne w pierwszych odcinkach) nosił nazwisko Polastri? Rdzennie polskie, jasne. Jak bardzo słabe jest też puszczanie się w pojedynkę za brutalną morderczynią, z wiadomym skutkiem? Niewiarę trzeba zawieszać na kołku wielokrotnie, bo wiele jest scen typu "nadludzkim wysiłkiem" czy przewidywania czyjegoś postępowania na bazie nikłych przesłanek. Nie przeszkadza to jednak specjalnie, bo akcja wartka, a jak będę duża, to chcę być taka jak Eve.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 17, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 5

« O intensywnych kolorach - Flashdance »

Komentarze

theli
Najzabawniejszy brak polskiego researchu był chyba w jednym z odcinków Wallandera, gdy sprawdzali listę pasażerów promu Świnoujście-Ystad, a tam znajdowały się osoby o imionach Katarzyny, Małgorzaty, Stefana, Włodzimierza itp.
dees
To jest jakaś plaga z tym niesprawdzaniem imion czy nazwisk, czytałam ostatnio ze trzy opowiadania, w których Polacy nazywali się doprawdy przedziwnie. (Ostap, typowo polskie imię).
Zuzanka
U Nessera też - Polka o powszechnie znanym nazwisku Gambowska. Oraz jeszcze nie będę się pastwiła nad 1983, bo tam polski research jest na krótkim łańcuchu na budą.
theli
@Zuzanka, może nie jest powszechne, ale jednak Google twierdzi, że istnieje. Oidp Rankin zaczął twierdzić, że Rebus ma polskie korzenie, gdy dowiedział się, że to słowo w polskim ma jakiś sens. Tyle że dziwnie brzmi jako nazwisko.
Zuzanka
@Theli, o, właśnie - Rebus. Też mnie to bawiło ("weź pierwsze lepsze słowo ze słownika obcego języka").

Skomentuj