Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
200 lat później. Ludzkość wyniosła się z Ziemi i zasiedliła układ słoneczny. Podziały zostały - bogata Ziemia, bogaty Mars chętnie korzystają z taniej siły roboczej mieszkańców Pasa dookoła Jowisza, utrzymując celowo kiepskie warunki. Są bunty i mniejsze rewolucje, ale sytuacja jest w miarę stabilna do momentu, kiedy tajemniczy statek najpierw anihiluje Canterbury, ziemski prom przewożący lód, a potem marsjański krążownik Donnager. W obu przypadkach z katastrofy ratuje się ekipa ocaleńców z Canterbury, którzy - głównie w celu ratowania własnej skóry - zaczynają śledztwo. Jednocześnie na Ceres, karłowatej planecie[1] w Pasie Jowisza, detektyw Miller szuka zaginionej córki bogatego naukowca, Julie Mao, która na złość tacie wdała się w lokalny ruch oporu. Wątki się splatają na Erosie, tworząc ładne zakończenie sezonu.
Serial jest (podobno wierną) ekranizacją książki, co mnie bardzo cieszy, bo nieco zmęczyłam się ostatnio serialami, które - jakkolwiek dobre - są oparte nie na scenariuszu, tylko na głosowaniu, który wątek pociągnąć, a kogo odstrzelić. A ja się przywiązuję i nie lubię. Dygresję na bok, kiedy obejrzałam pilota "Expanse", miałam głód jak przy nałogu - wszystko było piękne: scenografia, intryga, kosmos i bohaterowie. Taki cross-over Battlestar Gallactica, Firefly'a i Total Recall (tyle że ludziom w przestrzeni nie wybuchały oczy). Trochę dalej w głąb serialu, ładność pozostała, natomiast bohaterowie poza Millerem i barwną panią senator(?) Avasaralą, zrobili się dość jednowymiarowi. Nie zmienia to faktu, że czekam na kolejny zapowiedziany sezon, który już w 2017.
[1] Człowiek się uczy - myślałam, że to planetoida.