O poranku radio rzekło, że dziś już po raz szesnasty obchodzimy Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego. Na tę okoliczność zaczęłam zastanawiać się nad łatwością, z jaką przypadkowy przechodzień ocenia niby nieznaczącą aktywność. Piknik na łące, składam bukiet z florystycznej dziczyzny, czasem wstanę, skoszę kolejny łanik. M. mnie obserwuje i w pewnym momencie konstatuje "Aleś się zawzięła na ten bukiet". Parę miesięcy mija, a mi dalej w głowie siedzi uwierająca moją hobbystyczną, kilkunastominutową (na litość, co się robi na pikniku?!) aktywność pejoratywna przesada. J. pokazuje czasem zdjęcia kota. Czasem też inne. Jedna, druga dowcipnie komentująca rzuca "Masz kota na punkcie kota". Żarcik, ale z przyganą. Świat jest poważny, kuchenkę trzeba umyć, pochwal się lepiej praniem poskładanym, dziecka sukcesem w szkole. Z dzieckiem też nie jest łatwo - występuje w mojej narracji z wielu powodów, ale najgłówniejszym jest to, że zwyczajnie jest obok mnie od ponad czterech lat i poza czasem oddzielnie wymuszonym finansowo-edukacyjnymi realiami uczestniczy we wszelkiej aktywności. Kiedyś nie miałaś dzieci, a teraz zupełnie na tym punkcie oszalałaś. Nieznośna lekkość bytu, swędząca łatwość diagnozy.
W Lidlu na stoisku między dziecięcymi majtkami i elektronarzędziami "Kronos" Gombrowicza za niespełna cenę. Wzięłam, co tak będzie sam leżał. Jako metaforę tego zdrowia psychicznego, co dzisiaj.