a ja się wybieram i wybrać się nie mogę :(
w 2012 pójdę ;-)
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Jest ciemno. Wszystko jedno, czy 7 rano, 9 czy 13. Zapominam aparatu, mimo że idę na lancz na Kwiatową; nie szkodzi, bo i tak jest szaro. Najfajniejsze w tym jest, że jednak dzień się robi coraz dłuższy i już za jedyne 4 miesiące będzie normalniej.
Wypełzliśmy do Cafe Bebe. O jakości lokalu może mówić to, że młodzież nie chciała go opuścić i wyrażała czynny sprzeciw, mimo że w domu czekały balony ("proszę posłuchać, wkładam do balona trochę specjalnego żelu, żeby był dłużej trwały, nie jest toksyczny, ale jeśli pani chce wdychać hel, jak klientki przed chwilą, to nie będę żelu wkładać") i galaretka z truskawkami. Zagroda dla maluchów, sala dla starszych (kredki, tunel, samochodziki, pluszaki i piłki), dla rodziców kawa i ciasto (a porcja jak dla mamuta, więc). Na ścianach hipnotyzująca żaba, róż i biel, zupełnie inaczej niż dookoła. Bo dookoła mrocznie i gotycko, Strzelecka, Rybaki, ciemne bramy, ostre wieżyczki i wspomnienia po studenckich czasach, kiedy z wtedy jeszcze nie-TŻ, ale już coś na rzeczy było, wspinaliśmy się na pewien strych i w całkowitej ciemności słuchaliśmy "Disintegration" The Cure. Do rana.